Materiały wg tagu "pożegnania"

28 maj 2021 o godz. 13:16

Zmarł Paweł Szwed

Pod każdym względem był człowiekiem Wielkiego Formatu. Ze swoja aparycją, zainteresowaniami, elegancją, wiedzą, erudycją, mógłby być politykiem lub dyplomatą. Zaczynał jako dziennikarz, wtedy się poznaliśmy, na początku lat 90. XX wieku. Szybko jednak odszedł od dziennikarstwa i został wydawcą, redaktorem, opiekunem pisarzy. Był redaktorem w dawnym stylu, mecenasem, doradcą, często spiritus movens dzieł literackich, kreatorem. Potrafił znajdować debiuty, ale też utrzymać przy sobie wielkie nazwiska, i to zarówno kiedy pracował w bogatym Bertelsmannie, jak i w małym wydawnictwie Wielka Litera. Pogodny, mądry, wielki duchem, a jednocześnie skromny. Po prostu życzliwy. Zmarł na Covid w wieku zaledwie 54 lat. Pozostanie na zawsze w pamięci przyjaciół i w annałach polskiej literatury.

6 kwiecień 2016 o godz. 00:06

Zmarł Piotr Aleksandrowicz

Był trudnym szefem w czasach dobrych dla mediów. To były dobre lata Rzeczpospolitej, która jeszcze nie była gazetą polityczną. Hasło Aleksandrowicza, „My dostarczamy informacje, ty podejmujesz decyzje” jest mi nadal bliskie. Wolał ekonomię od polityki. Żegnam byłego szefa z nostalgią dla dobrych lat minionych.

24 luty 2016 o godz. 18:39

Umberto Eco: Mistrz katalogowania

800px-Umberto_Eco_04

19 lutego, w wieku 84 lat, zmarł Umberto Eco. Sławny dzięki zekranizowanej powieści „Imię róży”, był przede wszystkim wielkim bibliofilem, interesowały go biblioteki, katalogowanie, przyszłość książki i czytelnictwa. „Książki pozostaną nieodzowne nie tylko w przypadku literatury, lecz w każdym przypadku, który wymaga uważnej lektury oraz przemyśleń i refleksji na jej temat, a nie tylko dotarcia do informacji” – pisał.

17 maj 2014 o godz. 14:31

Zmarł Marek Nowakowski

Jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy, niezrównany portrecista Warszawy. Był niezwykle pogodnym, życzliwym dla ludzi, pełnym młodzieńczego wigoru mężczyzną. Zachował świetną sylwetkę, bujną czuprynę i szelmowskie spojrzenie, trudno uwierzyć, że miał 79 lat, rozmawiając z nim można było myśleć, że ma 49. Często przychodził do mojego wydawnictwa, przede wszystkim do redakcji kwartalnika „Wyspa”, w którym od początku istnienia pisma stale publikował kolejne opowiadania, był niemal częścią redakcji. Przychodził, opowiadał o swoich lekturach, zawsze życzliwie, mówił o swoich obserwacjach w sposób tak żywiołowy, jakby właśnie tworzył kolejną fabułę. Podobnie jak marek Hłasko, należał do pisarzy, którzy opowiadali nienapisane jeszcze utwory, zapewne wiele tych fabuł bezpowrotnie przepadło, żyły wyłącznie w formie ustnej. Pisanie zdawał się traktować jak obowiązek kronikarza, żeby zdarzenia, ludzie, zasłyszane zdania nie uciekły, nie zginęły w hałasie współczesnego świata. Był człowiekiem niezwykle skromnym, bardzo otwartym, chłonącym wszystko wokół.

24 kwiecień 2014 o godz. 12:47

Zmarł Tadeusz Różewicz

Różewicz_cropped

Ostatni z grona wybitnych polskich poetów urodzonych jeszcze przed II wojną światową, największy obok: Miłosza, Szymborskiej, Herberta. Jednocześnie znakomity dramaturg (choćby niezapomniana „Kartoteka” z 1960 roku), autor zbiorów opowiadań, scenariuszy filmowych. Poeta można powiedzieć osamotniony, z wyboru, nie lubił występować publicznie, nie lubił wywiadów, nie należał do grup twórczych, stronił od polityki, a i jego wiersze miały bardzo osobisty charakter. Opowiadały o doświadczeniach poety, o pisarstwie jako stanie ducha a nie powinności, o doświadczaniu nieszczęścia, wojny, śmierci, ale też – zwłaszcza w tomach ostatnich – o rzeczach drobnych, ulubionych przedmiotach, o oswajaniu codzienności.

18 kwiecień 2014 o godz. 12:51

Zmarł Gabriel García Márquez

Gabriel_Garcia_Marquez

W wieku 87 lat zmarł Gabriel García Márquez, jeden z najwybitniejszych pisarzy, którzy debiutowali po drugiej wojnie światowej. Nagrodzony w 1982 roku literacką Nagrodą Nobla, autor tak ważnych dla literatury dzieł jak „Sto lat samotności” i „Miłość w czasach zarazy”. Jego twórczość wymyka się szufladkowaniu, choć stawiany jest na półce zwanej „realizmem magicznym”, w istocie tworzył niekończącą się opowieść o meandrach ludzkiego życia, o pragnieniach, lękach, o starości, samotności, ale też o pierwszej inicjacji, o miłości, o pięknie.

27 październik 2013 o godz. 19:55

Lou Reed nie żyje

„And Romeo had Juliette and Juliette had her Romeo”. Ten ochrypły głos i porywająca gitarowa muzyka. Lou Reed, bard epoki punk rocka. W czarnych okularach, skórzanej kurtce, pełen ekspresji, a jednocześnie poetycki jak Patti Smith. Włączam moją ulubioną płytę „Songs for Drella” dedykowaną Andy Warholowi, Lou śpiewa z Johnem Calem: „Good bye Andy”… Był muzykiem, który nie nagrał ani jednej złej płyty, a nagrał ich ponad 20. Już samo to jest wyjątkowe. Widziałem go w lipcu 2008 roku, kiedy grał w Warszawie z symfoniczną wersją jednej z najlepszych swoich płyt – „Berlin”. Jak zawsze w czarnych okularach, w cieniu. Żałowałem wówczas, że nie mogłem oglądać go 35 lat wcześniej, kiedy grał z Doug i Billy Yule’ami oraz Sterlingiem Morrisonem w klubie Max’s Kansas City.  Zmarł podobno po nieudanym przeszczepie wątroby, miał 71 lat. Nagrywał mało, ale były to dzieła wybitne, obok których trudno przejść obojętnie, właściwie każda płyta jest inna i każda jest niezwykła. Nawet gdy wypuszczał materiał retrospektywny, jak było z płytą „NYC Man”, to nosiła on autorskie piętno. Zaprojektowana dla Lou Reeda przez Andy Warhola okładka płyty Velvet Underground (z bananem) jest jedną z najlepiej rozpoznawalnych ikon niezależnego rocka. Zawsze pozostawał na uboczu. W ostatnich latach bardzo rzadko koncertował, tournee z materiałem „Berlin” było tym większym wydarzeniem. Nie był to zwykły koncerty, lecz misterium. Reed ruszył w trasą zabierając ze sobą zespół złożony z dwóch dodatkowych gitarzystów solowych, dwóch gitarzystów basowych, klawiszy, perkusji, kontrabasu, do tego Jenni Muldaur jako żeński wokal (jeden kawałek zaśpiewała solo, absolutnie niezwykły, brzmiało to niczym śpiew elfów), do tego muzycy z Metropolitan Orchestra, do tego chór dziecięcy… Pozostała wspaniała muzyka, słowa, ochrypły głos, pamięć o kościstym facecie w czarnych okularach, z burzą poskręcanych w loki włosów. Słucham kończącego „Berlin” utworu „Sad Song”: „I’m gonna stop wasting time”… Już tego czasu nie ma. Wielka szkoda. 

10 październik 2013 o godz. 12:12

Zmarł Edmund Niziurski

/wp-content/uploads/2013/10/Edmund_Niziurski

Najważniejszy pisarz mojego nastolęctwa. „Sposób na Alcybiadesa”, „Księga urwisów”, „Naprzód Wspaniali”, „Awantura w Niekłaju”, to były książki, które czytało się wielokrotnie, z wypiekami na twarzy. Pokazywał świat pełen przygód, ale przede wszystkim bohaterami jego powieści byli chłopcy niepokorni, zbuntowani. Myślę, że był polskim odpowiednikiem Marka Twaina i niestety nie znalazł kontynuatorów. Wraz ze śmiercią Niziurskiego odchodzi pewien styl pisania dla młodzieży, a konkretnie dla chłopców. Dziś przygoda przenosi się z podwórka do świata gier komputerowych, prawdziwy bunt zastępują wirtualne pojedynki. Kiedy myślę o Niziurskim, z nostalgią wspominam lata własnej młodości i chyba mi nie żal, że przypadły na czasy, kiedy nie było komputerów, konsol i smartfonów.  

7 październik 2013 o godz. 19:04

Zmarła Joanna Chmielewska

/wp-content/uploads/2013/10/Chmielewska2-Desktop-Resolution

Dziś zmarła Joanna Chmielewska, jedna z najpoczytniejszych polskich pisarek. Autorka blisko 50 powieści, z których największy sukces odniosły: „Lesio”, „Wszystko czerwone”, „Całe zdanie nieboszczyka” i „Krowa niebiańska”. Chmielewska opublikowała także siedem tomów autobiografii oraz trzy poradniki: „Jak wytrzymać z mężczyzną”, „Jak wytrzymać ze współczesną kobietą” i „Jak wytrzymać ze sobą nawzajem”. Chmielewska to pseudonim literacki. Urodzona w 1932 roku, z wykształcenia była architektem. Jej ostatnia książka „Zbrodnia w efekcie” ukazała się 4 września br.Miałem okazję przeprowadzić kiedyś rozmowę z Joanną Chmielewską dla dziennika „Rzeczpospolita”. Zapis zamieszczonej poniżej rozmowy pochodzi z 2002 roku, została przeprowadzona w Moskwie po spotkaniu pisarki z rosyjskimi czytelnikami.  

22 sierpień 2013 o godz. 11:44

Sławomir Mrożek – mistrz późnego PRL

/wp-content/uploads/2013/08/Slawomir_Mrozek

17 września w Panteonie Narodowym spocznie Sławomir Mrożek, najwybitniejszy dramaturg lat PRL. Sam autor „Tanga” pewnie czułby się urażony takim określeniem, ale nie ma w tym niczego pejoratywnego. Lata największej popularności Mrożka przypadły na okres późnego PRL, zwłaszcza na lata 80., kiedy na dobre zagościł w repertuarach najlepszych teatrów. Jego satyryczne utwory doskonale pasowały do tamtych realiów, ludzie odnajdowali w nich aluzję do codzienności, ironiczny obraz głupoty systemu i jego przedstawicieli. Później, w III Rzeczypospolitej blask Mrożka przygasł, bo choć wiele z satyrycznej krytyki miało wymiar ponadczasowy, to czasy przestały sprzyjać satyrze. Podobnie jak wiele innych świetnych inicjatyw lat PRL – choćby Kabaret Olgi Lipińskiej – Mrożek stał się ofiarą pragmatyzmu naszych czasów. Do tego doszły najpierw absencja w kraju, okres milczenia, potem choroba pisarza. ostatnie lata przyniosły ponowne uznanie krytyki, ale dawny społeczny fenomen twórczości Mrożka skończył się wraz z nastaniem lat 90. Jeszcze w szkole podstawowej odbijałem potajemnie „Donosy” Mrożka, małe broszurowe wydanie i były to moje pierwsze doświadczenia edytorskie, spięte zszywaczem odbitki rozprowadzałem wśród kolegów, zaśmiewaliśmy się z wizerunków milicjantów. Był to okres fali punk rocka, a Mrożek zdawał mi się doskonale wpisywać w młodzieńczy bunt i kontestację. Potem przyszedł okres świetnych inscenizacji w warszawskich teatrach, grano wówczas m.in. „Tango”, „Policjantów”, „Indyka”, „Ambasadora”. Wspaniałe inscenizacje w Teatrze Polskim, na które chodziło się po kilka razy. Głównie ze względu na Mrożka prenumerowałem wówczas „Dialog”, obok „Literatury na Świecie”, „Twórczości” i „Poezji”, najlepszy miesięcznik lat PRL. Opowiadania i sztuki Mrożka wciąż mnie bawią i moim zdaniem nic nie straciły na aktualności. Ale przecież ja jestem dzieckiem późnego PRL, a Sławomir Mrożek był objawieniem mych lat nastoletnich. Obawiam się, że nowe pokolenie Mrożka nie docenia, nie zrozumie, nie potrzebuje.

28 maj 2012 o godz. 17:13

Wielka strata literatury meksykańskiej

/wp-content/uploads/2012/05/233px-Carlos_Fuentes

Podczas mojej podróży byłem niemal odcięty od świata informacji. Dwie jednak do mnie dotarły i były przygnębiające. Pierwsza, z 14 maja, o śmierci Gabriela Garcii Marqueza okazała się być dziennikarską kaczką (chyba), nie potwierdziły jej później agencje. Druga, z 15 maja, niestety była prawdziwa – zmarł Carlos Fuentes. Jeden z moich ulubionych pisarzy, najwybitniejszy prozaik meksykański. Dusza rewolucjonisty, ale jednocześnie wielki patriota, wedle kryteriów europejskich powiedzielibyśmy, że nacjonalista, doskonale wpisywał się w powojenną historię Meksyku, kraju kontrastów i żyjącego w cieniu północnego hegemona. Autor niezwykle różnorodny, płodny, zachwycający bogactwem języka, metaforyki mocno osadzonej w meksykańskich mitach i wierzeniach, jednocześnie komentator polityczny i publicysta, autor pisanych z pasją esejów jak choćby wydana w 2004 roku znakomita książka „Kontra Bush”, w której pisał bez ogródek: „Teraz USA mają prezydenta zarazem głupiego i niemoralnego”.Sławę przyniosła mu napisana w 1975 roku gorzka powieść „Terra nostra”, w której zobrazował Europę z okresu poprzedzającego wielkie odkrycia, Europę niczym piekło z obrazów Hieronima Bosha. Kolejną głośna pozycja był napisany w 1978 roku „Łeb hydry”, potem był „Stary Gringo”, ale też bardziej frywolne „Lata z Laurą Diaz” czy „Instynkt pięknej Inez”. W 2008 roku ogłosił jedną z najważniejszych swoich książek, powieść „Wszystkie szczęśliwe rodziny”. Do tych najważniejszych publikacji należy jeszcze doliczyć zbiór opowiadań „Kryształowa granica”, o trudnych, bolesnych relacjach meksykańsko-amerykańskich, zresztą temat ten obecny był stale w prozie Fuentesa, podobnie jak temat moralności władzy, korupcji, despotyzmu, osaczenia jednostki.Tym, co urzeka w jego prozie jest bogactwo stylistyczne. Są fragmenty pisane bez znaków przestankowych, a jednocześnie dynamiczne, niczym żarliwe tyrady, są wielostronne narracje, rozbudowane monologi i lakoniczne zapisy rozmów. Fabułę swoich historii Fuentes umiejscawiał w specyficznej meksykańskiej scenerii – historycznej, politycznej i obyczajowej. Mentalność jego bohaterów zakorzeniona jest w tradycji Indian, połączonej z gwałtownością konkwistadorów. Odniesienia polityczne dotyczą zarówno lat wojny o niepodległość, następnie 70 lat rządów Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej, jak i współczesnej, trudnej, demokracji. Dodajmy do tego feerię barw, tańców, bogactwo meksykańskiej kuchni. Ale ten lokalny koloryt nie utrudniał lektury prozy Fuentesa, przeciwnie, powodował, że uniwersalne historie zyskiwały na autentyczności.Fuentesa spotkałem kilkakrotnie, zawsze bardzo elegancki, dystyngowany, starannie dobierający słowa, z szerokim uśmiechem, z podkręconym wąsem, odpowiadający z zapałem, zwłaszcza gdy rozmowa schodziła na politykę. W 2002 roku wspólnie z Krzysztofem Masłoniem zrobiliśmy z pisarzem rozmową dla „Rzeczpospolitej”, gościł wówczas w Polsce, organizował wystawę prac zmarłego wcześniej syna. Pytany wówczas, co poza kultem maryjnym łaczy Polskę i Meksyk powiedział: „Zdolność do przetrwania. Opór, jaki stawialiśmy w sferze językowej i, szerzej, kulturowej. Położenie Meksyku i Polski sprawia, że przyszło nam żyć w sąsiedztwie światowych mocarstw. Dzięki temu nauczyliśmy się sztuki negocjacji i dyplomacji”.Urodzony w 1928 roku powieściopisarz, eseista i scenarzysta filmowy przyszedł na świat w Panamie. Uczył się w Meksyku i Stanach Zjednoczonych, studiował w Meksyku i Genewie. Pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, w latach 70. pełniąc funkcję ambasadora Meksyku w Paryżu. Zmieniał miejsca zamieszkania, dzieląc czas między Amerykę Łacińską, Stany Zjednoczone i Europę. Był wykładowcą na wielu uniwersytetach amerykańskich, łącznie z Columbią i Harvardem.Uważany za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli literatury iberoamerykańskiej, przez lata wymieniano go jako żelaznego kandydata do literackiej Nagrody Nobla, której nie zdążył dostać. Karierę pisarską rozpoczął od publikowania opowiadań. W 1958 roku powstała jego pierwsza powieść „Kraina najczystszego powietrza” (wyd. polskie 1972). Do najsłynniejszych utworów Fuentesa należą: „Śmierć Artemia Cruz” (1962, wydanie polskie 1968), „Święta strefa” (1967, wyd. polskie 1977) i trylogia tyleż powieściowa, ile filozoficzna, wspomniana już „Terra nostra” (1975, edycja polska 1981). „Zobowiązania pisarzy wiążą się, przede wszystkim, z obszarami wyobraźni i języka. A bez posługiwania się wyobraźnią i językiem nie może przetrwać żadne społeczeństwo. To nie przypadek, że w państwach totalitarnych palono książki, że skazywano – a i skazuje się dziś – pisarzy na wygnanie. Dyktatury obawiają się języka, boją się wyobraźni” – mówił o swojej powinności pisarza.

7 marzec 2012 o godz. 16:09

Zmarł Włodzimierz Smolarek

Niebywałe, miał dopiero 54 lata, pamiętam go doskonale z mistrzostw świata w 1982 i 1986 roku, zwłaszcza z tych drugich, kiedy strzelił bramkę Portugalii. Smolarek to jedno z tych nazwisk, które do dziś wymawiane są z czcią przez kibiców, znany i pamiętany przez fanów futbolu na całym świecie, a dzięki swojemu synowi Euzebiuszowi to nazwisko w naturalny sposób przeniosło się o pokolenie dalej. Spotykałem ludzi w Peru czy w Meksyku, którzy z szacunkiem pytali o Smolarka, bo świat futbolowy to naprawdę globalna wioska. Szkoda, bardzo go lubiłem, to też jeden z symboli najlepszych lat polskiej piłki.

1 luty 2012 o godz. 22:54

Zmarła Wisława Szymborska

/wp-content/uploads/2012/02/Wislawa_Szymborska_Cracow_Poland_October23_2009_Fot_Mariusz_Kubik_01

Dziś zmarła Wisława Szymborska, pierwsza dama polskiej poezji, laureatka literackiej nagrody Nobla z 1996 roku, miała 89 lat. W przeciwieństwie do Czesława Miłosza nie miała ambicji by poprawiać świat, nie czuła się w obowiązku uczestniczenia w dysputach publicznych, można było przez lata odnieść wrażenie, że żyje z boku, poza nurtem dziejowych zdarzeń. A jednak obserwowała świat, z wielką wrażliwością, z odrobiną złośliwości, bez zaangażowania, ale jednak z wielką uwagą. Jej poezja była rozkosznie staroświecka w tematyce i bardzo nowoczesna w formie, może dlatego przyciągała tak wielu czytelników, była poetką ponad pokoleniową, poetką przemawiającą do serca, nie do rozsądku. Nie pouczała, nie karciła, nie krytykowała otwarcie, dawała przestrzeń do refleksji – nad uczuciami, nad przemijaniem, nad samotnością i bliskością. Pozostawiła po sobie wiele wspaniałych wierszy, z których wiele przetrwa w formie powtarzanych, wyuczonych na pamięć wersów – bo one pozostają w pamięci na lata i często towarzyszą nam w chwilach pięknych i smutnych.Każdy pewnie ma jakiś swój ulubiony wiersz Wisławy Szymborskiej. Mi od dziecka towarzyszą wersy, które uparcie wracają w trudnych chwilach: "Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś – a więc musisz minąć. Miniesz – a więc to jest piękne". Wierszy pani Wisławy dodają otuchy i także dlatego są tak wyjątkowe.

3 styczeń 2012 o godz. 19:23

Styczniowy smutek

/wp-content/uploads/2012/01/tablica-yad-vashem-babcia

Wczoraj zmarły dwie bardzo bliskie mi osoby. Moja babcia, Hanna Morawiecka, w ostatnich latach ciężko chorowała, była już pogodzona ze śmiercią, przynajmniej takie mieliśmy wrażenie. Odeszła w ciszy, w gronie najbliższych, dożyła późnych lat, a jednak pozostaje w sercach smutek i żal. Straszna jakaś pustka w domu, ten biedny babci pies, przerażony, milczący, skulony, chyba zrozumiał, że babcię wynieśli, że nigdy jej już nie będzie. Każdego to czeka, a jednak śmierć jest przerażająca, zabiera bezpowrotnie, pozostają przedmioty, czasem zwierzę, czasem bliscy ludzie, ale z czasem pamięć się zaciera. Zabiera się na zawsze marzenia, pragnienia, tęsknoty, wspomnienia, pasje itd. Babcia była mi szczególnie bliska. Nauczyła mnie kochać sztukę, szczególnie teatr i rosyjską literaturę, do jej ulubionych pisarzy należeli: Turgieniew, Gogol, Gonczarow, Erenburg, Majakowski, ale i Dostojewski, Lew Tołstoj, Bułhakow, zaczytywała się Canettim i Kawką, lubiła sztuki Strindberga, humor Mrożka, surowość Tadeusza Różewicza. Kochała film, z którym związała swoje życie. Była wybitnym kostiumografem. Ma w swoim dorobku ponad pięćdziesiąt filmów fabularnych i liczne seriale, projektowała kostiumy m.in.,. do filmów: „Skąpani w ogniu”, „Barwy walki”, „Zielone lata”, „Tragarz puchu”, „Skrzypce Rotszylda”, „Obywatel Piszczyk” oraz licznych bardzo popularnych seriali, m.in.: „Banda Rudego Pająka”, „Siedem życzeń”, „Sherlock Holmes i Doktor Watson”, „Doktor Murek”, „Przyjaciele”, „Zielona miłość”, „07 zgłoś się”, „Szaleństwo Majki Skowron” (spędzałem z babcią lato na planie tego filmu), „Stawiam na Tolka Banana”, „Kolumbowie”, „Do przerwy 0:1”, wreszcie arcydzieło „Wojna domowa”.Pracowała dla kinematografii polskiej przez blisko 40 lat. Była niesłychanie towarzyska, ciekawa świata, ludzi, wydarzeń. Wybuch wojny w 1939 roku przerwał jej edukację, uczyła się na tajnych kompletach, powstanie przeżyła w Warszawie razem z matką i trzema siostrami oraz rodziną Żydów, których ukrywali z narażeniem życia. W Yad Vashem jest tablica upamiętniająca je (babcia z domu była Kwiecińska), z dumą do śmierci trzymała nad łóżkiem dyplom przyznający jest tytuł Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, ważniejszy dla niej niż odznaczenia państwowe czy resortowe.Pozostawiła córkę (na zdjęciu mama i babcia, wigilia 2005), dwoje wnuków i prawnuka oraz wielki krąg przyjaciół.

6 październik 2011 o godz. 11:14

Zmarł Steve Jobs

W nocy z 5 na 6 października zmarł Steve Jobs, człowiek który zrewolucjonizował rynek komputerów (dzięki Apple II i Macowi), animowanych filmów (za sprawą Pixara), a także cyfrowej muzyki (z pomocą iPoda i iTunes). Od kilku lat walczył ze śmiertelną chorobą. Jeszcze wiosną tego roku prezentował nowego iPada.Steve Jobs wprowadził wiele produktów, które w ostatnich trzech dekadach ustanawiały mody i wyznaczały nowe trendy. Komputer Macintosh, serwis iTunes, takie urządzenia jak iPod czy iPhone, ale także np. wytwórnia filmowa Pixar, która uważana jest za najbardziej innowacyjną w dziedzinie komputerowej animacji (m.in. producent „Toy Story” i wielu innych hitów). Prywatnie podobno jest nieznośnym ekscentrykiem i despotą, choć Leander Kahney w swojej biografii „Być jak Steve Jobs” woli go raczej przedstawiać jako zdecydowanego biznesmena i wizjonera o nieco trudnym charakterze. Bez wątpienia Jobs miał wielki zmysł innowacji, jakże ważny w dzisiejszym biznesie. „Byłem wart nieco ponad milion dolarów w wieku dwudziestu trzech lat, ponad dziesięć milionów, kiedy miałem dwadzieścia cztery, a kiedy skończyłem dwadzieścia pięć – ponad sto milionów. Ale to i tak mało istotne, bo nigdy nie robiłem tego dla pieniędzy” – mówił o sobie.A trzeba pamiętać, że były także trudne momenty, w których firma Apple była na krawędzi bankructwa i wielką umiejętność Jobsa szybkiego reagowania w niesprzyjających warunkach. Komentarz po jego smierci, że bez Jobsa Apple nie istnieje może być – niestety – prawdą.– Steve Jobs był jednym z największych amerykańskich innowatorów. Przekształcił nasze życia, zmienił oblicze całego przemysłu i stał się autorem jednego z najrzadszych wyczynów w historii ludzkości: zmienił sposób w jaki korzystamy ze świata – powiedział cytowany przez światowe serwisy prezydent USA Barack Obama. – Świat rzadko widzi ludzi, którzy mają tak wieli wpływ na świat jak Steve Jobs. Efekty jego pracy będą odczuwane przez wiele przyszłych pokoleń – tak pożegnał swojego wielkiego konkurenta Bill Gates, współzałożyciel Microsoftu.

21 czerwiec 2010 o godz. 10:56

Kruchość życia

Zadzwonił do mnie Piotr Stróżyński, autor dwóch powieści: – Felicja Pawlicka zginęła w wypadku! W pierwszej chwili nie uwierzyłem, zerknąłem na jej wpisy na Facebooku, były sprzed kilkunastu godzin – pełne życia, pełne dobrych chęci. Felicja była niesłychanie życzliwym człowiekiem, ofiarna, pomocna, gotowa poświęcić własne sprawy dla innych. Pewnie gdyby nie jej upór, Piotr nigdy by nie skończył swojej nowej powieści "Nienawidzę was!", była jego dobrym duchem. Poznaliśmy ją na naszym pierwszym spotkaniu autorskim w Jarocinie, przyszła z córką, Laurę, która teraz ma 17 lat. Potem jej życzliwe uwagi towarzyszyły nam stale, miała ogromną potrzebę dzielenia się swoimi wrażeniami, była wnikliwym obserwatorem.Jeszcze tak niedawno, na początku czerwca bawiliśmy się wszyscy razem w Jarocinie. Felicja, która uwielbiała fotografię, robiła nam zdjęcia podczas spotkania autorskiego w JOKu, doskonałe zdjęcia biorąc pod uwagę jak niewiele światła mogła wykorzystać w zamkniętej ciemnej sali, bez lampy błyskowej. Jako fotograf potrafiła uchwycić chwilę i jej atmosferę. Była bardzo wrażliwa, mówiła szybko, z emocjami, tak też pisała, tak fotografowała. Póbowała animować zycie kulturalne w Jarocinie, była pełna energii, przygotowywała kolejne wystawy. Wiele rozmawialiśmy o książkach, o propagowaniu czytelnictwa. Miała społeczne zacięcie. Ale przede wszystkim niezwykłą dobroć.Nadal trudno mi w to uwierzyć, że Felicja Pawlicka nie żyje. Była w moim wieku. Była pełna planów, które zostały tak brutalnie przerwane. Jakże życie jest kruche. Jaki los jest niesprawiedliwy.

18 czerwiec 2010 o godz. 17:35

Zmarł Jose Saramago

W wieku 87 lat zmarł Jose Saramago, autor takich powieści jak "Miasto ślepców" czy "Baltazar i Blimunda". Portugalski noblista zmarł w swoim domu na Lanzarote – wyspie wchodzącej w skład archipelagu Wysp Kanaryjskich.Saramago, który otrzymał nagrodę Nobla w 1998 roku, ostatnie tygodnie spędził w szpitalu. Hiszpańskie media podają, że miał problemy z oddychaniem.Był wspaniałym pisarzem, finezyjnym stylistą, lubił eksperymentować z językiem, długość zdań, tempo narracji, monologi wewnętrzne w większym stopniu niż fabuła budowały klimat jego powieści, dzięki czemu postacie były bardziej rzeczywiste, opisy plastyczne, przeżycia, emocje autentyczne. Pisał o chciwości, o władzy i jej nadużyciach, krytycznie patrzył na demokrację, za to z wielką wiarą na ludzką solidarność. Jego powieści pełne są cierpienia, smutku, ale i wiary w potęgę empatii. Był zdeklarowanym socjalistą, z niechęcią wypowiadał się na temat historii kościoła katolickiego, co stawiało go w rodzimej Portugalii na pozycji outsidera. Od dawna mieszkał zresztą poza swoim krajem i rzadko w nim bywał. Miałem okazję poznać Jose Saramago, rozmawiałem z nim podczas Frankfurckich Targów Książki w 1998 roku, na dzień przed tym jak dostał nagrodę Nobla. Siedział wówczas sam, znudzony, na stoisku swojego hiszpańskiego wydawcy. Też nie miałem nic do roboty, usiałem, wyjąłem dyktafon – zadawałem pytania po angielsku, on odpowiadał po portugalsku, a między nami siedział hiszpański tłumacz. Kiepska to była komunikacja. Sprawiał wówczas wrażenie łagodnego mentora, który patrzy na świat z życzliwym dystansem. Następnego dnia miał we Frankfurcie wykład na temat żywotności idei socjalistycznej i o tym m.in. rozmawialiśmy. Także o Noblu i o wielkim portugalskim poecie – Fernando Pessoi. Następnego dnia, kiedy dostał Nobla, ja miałem gotowy wywiad, który depeszowałem do "Rzeczpospolitej", w której wówczas pracowałem. Poszedłem potem na jego konferencję prasową. Oblegany przez mikrofony i fotoreporterów pomachał do mnie z uśmiechem – oto skończył się czas, w którym mógł siedzieć znudzony, przez nikogo nie indagowany poza dziennikarzem z Polski.Każda jego powieść była wydarzeniem, każda napisana z wielką dbałością o strukturę narracji. Najwybitniejszą pozostanie jednak nieszczęśliwa historia kochanków – Baltazara i Blimundy. Jego polskim wydawcą był Rebis, który opublikował przekłady wszystkich jego najważniejszych książek, za wyjątkiem bluźnierczej "Ewangelii według Jezusa Chrystusa". Tomasz Szponder, prezes Rebisu, wielokrotnie mówił, że nie wyda tej książki ze względu na uczucia czytelników. Szkoda, gdyż wydaje się, że czytelnik w Polsce jest dość dojrzały by rozpoznać prowokację i docenić wielką literaturę.

12 kwiecień 2010 o godz. 21:13

Zmarł Malcolm McLaren

Nie jest to dobry czas na pożegnanie ojca chrzestnego Sex Pistols, kiedy cała Polska pogrążona jest w żałobie, tak się jednak złożyło, że przed czterema dniami zmarł Malcolm McLaren, a do mnie dziś dopiero ta wiadomość dotarła, jakże błaha w natłoku innych tragicznych doniesień.Ten skandalista, muzyk, stylista, kreator mody, miał 64 lata. Zmarł po wieloletnich zmaganiach z rakiem. Pamiętamy jego wizytę w Polsce, kiedy to podobno proszony był przez kancelarię prezydenta Kwaśniewskiego o stylizacje. Mawiał o sobie, że dał światu wiele rzeczy, ale największy rozgłos przyniósł mu "wynalazek zwany punk rockiem". Prawdą jest, że jedynie Sex Pistols z jego projektów muzycznych przeszło do historii (prowadził też m.in. New York Dolls oraz Adam & The Ants czy Bow Wow Wow), można się jednak spierać, ile w tym zasługi Malcolma McLarena. Sam zespół zrezygnował z jego usług po kilku skandalach z wytwórniami płytowymi (przedstawionych w filmie "The Great Rock’n’Roll Swindle" – notabene McLaren śpiewa tam w filmowej wersji "God Save The Queen" oraz w "You Need Hands") i de facto rozbiciu zespołu. Sex Pistols wygrało z McLarenem proces o prawo do nazwy, przedstawiając jednocześnie dowody na defraudację pieniędzy i tak drogi ich na dobre się rozeszły, choć sam McLaren jeszcze przez ponad trzy dekady chętnie utożsamiał się z punk rockowym epizodem w swoim życiu.Sam nagrał kilka płyt o bardzo zróżnicowanym repertuarze. Najlepszą z nich jest album z 1994 roku pt. "Paris", w którym gościnnie śpiewa obok niego Catherine Deneuve.Ojciec chrzestny punk rocka był niewątpliwie ekscentrykiem i blagierem. Finansowy skandal wokół Sex Pistols z pewnością nie przysłużył się wizerunkowi sceny punk końca lat 70. Zapamiętamy go jako zabawnego narratora z "The Great Rock’n’Roll Swindle", ironicznego, cynicznego i umiejętnie wykorzystującego skandal jako element autopromocji.

1 kwiecień 2010 o godz. 11:46

Zmarł KTT

Zmarł Krzysztof Teodor Toeplitz, znakomity felietonista, dziennikarz, pisarz, animator wielu przedsięwzięć kulturalnych, m.in. jedynego tygodnika literackiego wydawanego po 1989 roku – "Wiadomości Kulturalnych".Znałem go od dziecka, przez wiele lat byliśmy sąsiadami a moi rodzice przyjaźnili się z Krzysztofem i Bożeną Toeplitzami, bywaliśmy u siebie wzajemnie na obiadach i uroczystościach rodzinnych. Zawsze szeroko uśmiechnięty, życzliwy i… cierpliwy, co nie jest cechą częstą u ludzi pióra. Jako nastolatek przynosiłem mu do czytania swoje pierwsze próbki literackie, a on życzliwie komentował. Pożyczał mi książki, doradzał lektury – zwykle zbyt poważne jak na mój wiek.Gdy miałem 19 lat pozwolił mi rozpocząć staż dziennikarski w dzienniku "Nowa Europa", w którym mogłem pisać o książkach. Tam uczyłem się dziennikarstwa, poznałem też wielu późniejszych przyjaciół i współpracowników, choćby Janusza Drzewuckiego, poetę i obecnie redaktora naczelnego wydawnictwa Czytelnik, z którym wówczas pracowałem przy jednym biórku. Toeplitz zebrał znakomity zespół do ówczesnego działu kultury "Nowej Europy", szkoda że gazeta nie przetrwała pierwszych lat transformacji i jak wiele innych w tamtym czasie zbankrutowała.Potem publikowałem u KTT w "Wiadomościach Kulturalnych" – rzadko i zwykle pod pseudonimem, gdyż wówczas pracowałem już w "Rzeczpospolitej", a ta krytycznie patrzyła na lewicowego publicystę. Kiedy jednak odmówiłem napisania jakiegoś nieprzychylnego KTT artykułu, zamawianego przez redakcję "Rzeczpospolitej", potraktowano to ze zrozumieniem.Wiele zatem zawdzięczam życzliwości KTT. Był człowiekiem otwartym na świat i odmienne poglądy, choć z entuzjazmem bronił własnych – nawet wówczas, gdy było to dalekie od politycznej koniunktury. Cenił niezależność, u innych, ale także u siebie. Ceną potrzeby niezależności było zapewne opuszczenie łamów "Polityki", z którą jako felietonista był przez dziesięciolecia związany. Wybrał własną drogę, chociaż może nie był to wybór najlepszy.Pozostawił po sobie wiele książek, w tym pewnie dla siebie najważniejszą, przedstawiającą losy własnej rodziny – "Rodzina Toeplitzów. Książka mojego ojca". Był autorem scenariuszy popularnych seriali (w tym "Czterdziestolatka") i wielu filmów fabularnych. Jako felietonistę cechował go ironiczny dystans do wydarzeń z pierwszych stron gazet, humor, ale i niezwykła wrażliwość na drobne sprawy zwykłych ludzi, a nawet zwierząt (w jego domu w Łomiankach zresztą zawsze było pełno zwierzaków).Agnieszka Holland, z która współpracował przy filmie "Gorączka", powiedziała o KTT: "Dusił się w czasach peerelowskich. Ale jednocześnie strasznie nie chciał opuścić Polski. W jakimś sensie ten jego patriotyzm mógł być często powodem jego niekoniecznie najlepszych wyborów życiowych czy politycznych".Miał 77 lat. Ostatni raz widziałem go chyba na urodzinach mojej mamy, jak zwykle był uśmiechnięty i dowcipny. W mojej pamięci zawsze będę wspominał go z wdzięcznością i sympatią. 

22 lipiec 2009 o godz. 10:51

Leszek Kołakowski

17 lipca w Oksfordzie zmarł Leszek Kołakowski. Pogrzeb profesora odbędzie się 29 lipca na Cmentarzu Powązkowskim w Alei Zasłużonych. Miał 82 lata.Kołakowski był dla mnie ostatnim żyjącym autorytetem, filozofem, z którego pism promieniowała miłość do człowieka i szacunek dla prawdy. Jego „Główne nurty marksizmu” były jedną z moich najważniejszych lektur, czytałem je jako dwudziestokilkulatek, z uwagą zakreślając niemal każde zdanie, które odnosiło się do takich kluczowych wtedy dla mnie zagadnień jak: wolność i rola jednostki w społeczeństwie, konsekwencje dialektycznego pojmowania historii, determinizm i rola przypadku, wreszcie represyjne skutki samej idei. W jednym z nowszych wydań „Głównych nurtów”, już wiele lat po ich napisaniu, Kołakowski pisał we wstępie: „Doktryny filozoficzne nigdy całkiem nie umierają, osadzają się w kulturze, czasem w jej podziemiach źle widocznych i nieraz stamtąd nadal już to nęcą, już to straszą. (…) Marzenia o społeczeństwie doskonałym należą do trwałego zasobu naszej cywilizacji”.Kołakowski zajmował się ontologią, badał strukturę rzeczywistości i to w sposób możliwie najszerszy, zajmując się podstawowymi pytaniami nękającymi filozofów: o byt, o czas, o nasze miejsce na ziemi, o Boga, o przestrzeń, o dobro i zło, prawdę i fałsz, jednostkę i społeczeństwo. Wzorem filozofów oświecenia próbował ogarniać jak najszersze zakresy wiedzy, ale robił to z niezwykłą pokorą, a jego wykłady zawsze były klarowne, z głęboko ukrytym Ja ich autora. Kołakowskiego cechował niespotykany w polskim dyskursie politycznych i historycznym spokój oraz obiektywizm, a przecież nie można powiedzieć, że profesor jedynie stał z boku i chłodno analizował, nie. Obchodziła go w równym stopniu historia filozofii, co kondycja ontologiczna współczesnego społeczeństwa, ale nawet gdy rozprawiał się z mitami, czy mówiąc wprost – z wrogami – robił to rzeczowo i bez publicystycznego zacięcia polemisty.Pozostawił po sobie wiele niezwykle ważnych książek, jak choćby z wczesnych prac „Obecność mitu” czy wspomniane „Główne nurty marksizmu”, swoiste opus magnum i rozliczenie z własnymi młodzieńczymi poglądami, oraz późniejsze książki, m.in. „Bóg nam nic nie jest dłużny” – przypomnienie sporu wokół woli człowieka w obliczu łaski Boga – czy mające bardziej popularyzatorski charakter: „Moje słuszne poglądy na wszystko” i „Miniwykłady o maksisprawach”, które w ostatnich latach zjednały mu wielu czytelników.Tym, co cechowało pisarstwo Kołakowskiego zwłaszcza w ostatnich latach jego życia, była zwięzłość wywodu, wręcz skłonność do kondensowania wielu myśli w jednej strawnej dla odbiorcy pigułce. Jego wywód nie tylko był jednak klarowny, lecz jednocześnie otwarty na wiele punktów widzenia. Profesor nie narzucał czytelnikowi swojego punktu widzenia, lecz zderzał wiele opinii, pozwalając wybrać tę najsensowniejszą.Jeśli rozumieć filozofię, jako próbę dotarcia do prawdy, to tym właśnie zajmował się Kołakowski. Zadawał wiele uniwersalnych pytań: o Boga, o etykę, o istotę człowieczeństwa; pytał, ale nie dawał odpowiedzi, bo tych nie można kategorycznie udzielić na pytania czy powinna być w kodeksie kara śmierci lub czy Bóg istnieje? Spuścizna Leszka Kołakowskiego to doskonała lekcja pokory dla tych wszystkich, którzy myślą, że wszystko wiedzą. To także lekcja dyskusji. Nie mam wątpliwości, że świat byłby dużo lepszy, gdyby ludzie spierali się o wartości tak, jak nas tego uczył profesor Kołakowski.

  • 1
  • 2
escort bayan trabzon escort bayan yalova escort bayan edirne escort bayan manisa bursa görükle escort