Sylwester Zimon o „Bombie w windzie”
Sylwester Zimon na łamach "Nowej Dęby" recenzuje powieść "Bomba w windzie".
Po odbiegającej od punkowych romansów, sensacyjnej książce „Złam prawo”, Łukasz Gołębiewski powraca z „Bombą w windzie”. Nowa powieść jest połączeniem wszystkich motywów, jakie pojawiły się dotychczas w pisarstwie Gołębiewskiego, chociaż sex, drugs & punk rock występują tu w o wiele mniejszym natężeniu, a pojawia się za to sensacyjna otoczka.
Książkę otwiera cytat Milana Kundery dotyczący konsekwencji życiowych wyborów i o tym właśnie jest to dziełko. Dziełko, bo gdyby nie ilustracje, to całość zmieściłaby się zaledwie na stu stronach.
Bohater „Bomby w windzie”, Richard Burton, zostaje uwięziony, jak sama nazwa wskazuje, w szybie windy, w Londynie, kiedy szedł, jak to u Gołębiewskiego bywa, na koncert punkowego zespołu Vice Squad połączony z, jak to u Gołębiewskiego bywa, rozbieraną randką. Powodem awarii jest, najprawdopodobniej, zamachu terrorystyczny, ale nic w tej powieści nie jest pewne. Autor bawi się z czytelnikiem, raz po raz zwodząc go i dążąc do przewrotnego zakończenia, które niestety jest odrobinę głupawe. Zwłaszcza motyw Don Ricarda de Ingles, „genialnego piłkarza i pogromcy kajmanów”.
Najmocniejszą częścią książki są lekko filozoficzne momenty, chociaż osoby, które czytały poprzednie książki Gołębiewskiego dobrze poznały jego poglądy na życie, które się nie zmieniły. Na pewno nie da się odmówić autorowi talentu do tworzenia lekkich powieści o niegrzecznych facetach, ale pisanie ciągle o tym samym i osadzanie tego w odmiennych sceneriach robi się powoli nudne. Tym razem pomysł jest bardziej zaskakujący niż zazwyczaj, ale wyszło z tego czytadło, które nie pozostaje na długo w pamięci.
Sylewster? Bardzo niebanalne imię. Nawet ładne.
faktycznie, już poprawiłem