Recenzja z książki „Meksyk – kraj kontrastów”
„Chcieliśmy pokazać wszystko, czym kraj ten fascynuje, bo nawet jeśli przychodzą chwile zmęczenia, to zachwyt zdecydowanie przeważa. We wspomnieniach pozostają kolory, dźwięki, zapachy i smaki. I to wszystko staraliśmy się przekazać”, kończy relację „Meksyk. Kraj kontrastów” Łukasz Gołębiewski, autor większości pomieszczonych w niej tekstów, które znakomicie uzupełniają fotografie Sonii Dragi, inicjatorki wyprawy i wydawcy tomu zarazem.
Księgarskie półki nie uginają się niestety od literatury podróżniczej, stąd książek takich jak „Meksyk…” nigdy za wiele. Zwłaszcza, że jej autorzy zdecydowali się na ciekawy, ale i ambitny zabieg połączenia w jednym tomie osobiście pisanej relacji z przytoczeniem najciekawszych wątków z historii, która w opisywanym przez nich kraju wydaje się wszechobecna, a może którą tak skutecznie udawało im się odnaleźć. I nie wiadomo do końca, czy wątki te wydały mi się tak nużące, czy perypetie obojga na tyle pasjonujące, że czytając pragnąłem zapominać o Cortézie i Montezumie, by czym prędzej móc wracać na podziurawione meksykańskie drogi pełne jaszczurek i topesów (o co chodzi, nie zdradzę, zachęcając tym samym do lektury). Bo przecież kiedy czyta się rozdziały rozpoczynane od słów „Gdy Sonia zmyła z siebie cały smród szamana…”, trudno nie nabrać przekonania, że twierdzenia o śmierci reportażu dalece są jednak przedwczesne.
„Patrzymy szeroko otwartymi oczami, próbujemy zrozumieć, z pełną świadomością, jak wiele rzeczy pozostaje ukrytych. Bo Indianie niechętnie pokazują obcym swój świat, a tam, gdzie się udaje dotrzeć, niekoniecznie można poznać prawdę. Poznajemy to, co chcą nam pokazać, powiedzieć, przekazać”, twierdzi Łukasz. Smakując wydaną relację, zdaje się, że stosunkowo daleko udało się dotrzeć towarzyszącemu tej parze obiektywowi. Przyglądając się portretom potomków Majów, Azteków i Totonaków można odnieść wrażenie jakby ludzie ci na moment, dosłownie na chwilę zgodzili się zatrzymać i otworzyć na niepozorną turystkę z Polski. Choć o zatrzymywaniu się nie może właściwie być mowy. „Musimy oduczyć się pośpiechu, tu czas płynie inaczej”, czytamy.
Nawet narracja daleka jest od pospiesznej. Także wtedy, gdy przemierzającym nocą puszczę autorom towarzyszy dialog lamparta z ocelotem, ciszę upalnej meksykańskiej nocy przerywa stado nietoperzy, zaś w koronach drzew hałasują małpy. Do wrzasku, a zarazem ciszy tropików, można jednak przywyknąć. Przywyknąć? Je można pokochać.
Kuba Frołow
Tekst: Łukasz Gołębiewski i Sonia Draga, zdjęcia Sonia Draga, „Meksyk. Kraj kontrastów”, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2007, 44,90 zł
Najczęściej komentowane