O „Złam prawo” w „Zagłębiarce”
Czwarta powieść Łukasza Gołębiewskiego – po książkach: "Xenna – Moja miłość", "Melanże z żyletką" i "Disorder i ja" – to kolejna wariacja na temat muzyki i erotyzmu. Jednak w przeciwieństwie do wcześniejszych powieści, w "Złam prawo" autor cofa się do lat dziecięcych i pierwszych doświadczeń seksualnych, tworząc konsekwentną prozę inicjacyjną. Książka jest zbudowana na schemacie kryminału, w którym rozwiązania zagadki trzeba szukać w przeszłości. Fabuła jest jednak tylko pretekstem do przedstawiania scen, dla określenia których trudno użyć słowa innego niż pornografia. Nie jest to jednak zarzut – Gołębiewski staje się bowiem punkowym Markizem de Sade. Powieść okraszona jest masą fragmentów tekstów piosenek – w niektórych miejscach narracja splata się z cytatami w sposób, który pozwala „słuchać” piosenki stanowiącej tło dla sytuacji. Takie symultaniczne prowadzenie narracji, wprowadzane już w poprzednich książkach, perfekcyjnie buduje dynamikę i klimat opowiadanych wydarzeń. Kompozycyjnie i stylistycznie autor świetnie sobie radzi – wątpliwości można mieć jednak do samej fabuły, bo "Złam prawo" mogło być doskonałą powieścią inicjacyjną, zbudowaną na różnych płaszczyznach czasowych i myślowych. Niestety, wyszła tylko prosta historia. Proza Gołębiewskiego to literatura dla młodszego odbiorcy lub sentymentalnego czytelnika, który w słowach autora może odnaleźć siebie z dawnych lat. Brudna, dosadna i agresywna. Na wskroś punkowa.
Najczęściej komentowane