Mrówa-punkówa
Jak szmata
Cześć, jestem Mrówa. Mówią na mnie Mrówa-punkówa bo dredy mam i kolczyki w nosie, no i mała jestem, tak jakoś duża nie urosłam. A wiecie jak się ostatnio najebałam? No jak szmata. Jak kurwa ostatnia. Jakiś fiut zaczął całować mnie w toalecie. W usta. Nie oponowałam, co mi tam. Pierwszy raz chuja na oczy widziałam, ale nic nie czułam. Poszłam z nim, bo jakiś bezwład był we mnie. Postawił piwo, to piłam, choć już nie bardzo mogłam. Całował i wkładał mi łapę pod sweter. A chuj z tym, nie on pierwszy. Przynajmniej był zdecydowany. A ja kompletnie odleciałam. Głośno grała muzyka, Eye For An Eye.
Niech się niesie echo wybryków
Niech słucha kto chce
Niech porządek mnie nie dotyczy
Niech ścigają mnie
Warriors – outsiderzy poza systemem
Anka szaleje na scenie, z daleka rozpoznaję jej warkocz. Hałas i coraz silniejszy jego dotyk, napiera na mnie pod ścianą, a we mnie wciąż obojętność, wiem, że mam język w jego ustach, ale nawet nie czuję jego smaku, zapachu, wszystko wiruje mi przed oczami, najchętniej poszłabym z powrotem do kibla, może wreszcie bym się wyrzygała. Tak to przynajmniej zapamiętałam tamtego wieczoru.
Chodź, powiedział i zaczął ciągnąć za rękę, ale prowadził nie do kibla, lecz na zewnątrz. Było cholernie mroźno, cholernie ślisko na schodach, złapał mnie, ale przewróciliśmy się obydwoje w brudny śnieg, chyba sam był nieźle trafiony. Teraz mu się nawet trochę przyjrzałam. Pospolita twarz, ale fajne miał punkowe wdzianko, widać swój, tylko za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć co on za jeden. Muszę go znać, tak sobie myślałam, wszyscy się tu kurwa znamy, ale też wszystkie ryje zlewały mi się w jedną banalną twarz samca. Taka we mnie jest kurewska bezwolność po alkoholu, nic na to nie poradzę. Prowadził mnie do taryfy. Trochę żal było opuszczać imprezę, Anka tam wrzeszczała na scenie, a ja szłam bez sensu za jakimś palantem, którego nie znałam, nie rozpoznawałam i zresztą chuj mnie obchodziło kto on jest. Wiedziałam, że pewnie zaraz wyląduję u niego, bo przecież nie odwoził mnie do mojego domu, nie wiedział gdzie mieszkam. Ciągnął mnie do łóżka, jak każdy kretyński samiec, a ja czułam, że pójdę i rozłożę nogi i dam się zerżnąć, i myślałam wciąż żeby tylko pamiętać o prezerwatywie.
Ja pierdolę, w jakiej norze ten facet mieszka. Totalnie zagracone, zasyfione mieszkanie, rozbite szkło na podłodze, a pośród potłuczonych butelek walają się pety i płyty cdr bez pudełek. Wybrał pierwszą z brzegu, kurwa to chyba Analogs, pieprzeni ojowcy, ale fajnie się pije przy tej ich debilnej muzyce. Dał mi puszkę piwa, jak je wypiję to na pewno się zrzygam, pomyślałam. Już wolę zapalić, nie chcę pić, mówię mu, daj papierosa, a potem możemy się pieprzyć. Trochę zgłupiał gość. Paliliśmy czerwone marlboro, on pił tatrę. I znowu zaczął pchać się z językiem, nuda. W miejsce obojętności pojawiło się obrzydzenie, a nie wiem czy to było obrzydzenie do niego czy samej siebie, tak czy inaczej postanowiłam jednak wypić jeszcze puszkę piwa żeby łatwiej go przyjąć. A potem film mi się urwał.
Tak poznałam Disordera
No tak go właśnie poznałam, bo to jednak nie był żaden z moich dotychczasowych kumpli. Rano obudziłam się na jego materacu. Pościel cuchnęła potem, przetrawionym alkoholem i papierosami, do tego jeszcze prześcieradło pełne było zaschniętych plam. No mówię wam kurwa, taka ohyda, że aż mi się słabo zrobiło gdzie ja jestem. Smród i brud. Ale ten koleś w ogóle tak żył, o czym się później przekonałam. Po prostu fleja zarzygana. Nawet może nie on, bo fakt, że się mył czasem, ale jego łóżko, mieszkanie, wszystko było takie brudne, brudne kieliszki, brudne szklanki, brudna wanna. Ten facet nigdy wokół siebie nie sprzątał. Jak punk to punk, ale są granice, a to nie było smaczne. Zwłaszcza, że kurwa nie byliśmy na skłocie. Chciałam ubrać się i spierdalać, ale przewrócił się na bok i przygniótł mnie ramieniem. Cuchnie ci z pyska, powiedziałam mu, tobie też, odpowiedział i splunął sobie na dłoń, a potem zaczął wcierać mi ślinę w łechtaczkę. Won skurwielu, krzyknęłam i wyskoczyłam z łóżka, gonił mnie jego śmiech. Fuck, nie wiem gdzie zostawiłam ubranie, pewnie ten skurwiel je schował. W kuchni znalazłam herbatę i oblepiony kurzem czajnik elektryczny. Jak chcesz to możesz się wykąpać, usłyszałam, ale nie licz na czysty ręcznik. W ogóle nie liczę na nic czystego skurwiały baranie. Że też mi się tacy kolesie przytrafiają. Nawet nie wiem co on ze mną wczoraj robił. Potem będę miała jakiegoś syfa. Masz proszek do czyszczenia wanny?, rzucił mi po chwili puszkę ajaksu, dobre i to. Zabrałam się za szorowanie, bo wejść do takiej wanny można tylko po pijaku lub w przypływie kompletnej desperacji. Dobrze, że chociaż miał mydło i ciepłą wodę. Wpakowałam sobie do ust pastę do zębów i wypłukałam porządnie pysk. Cały czas byłam naga, a on kręcił się ze wzwodem wokół, więc tak go trzepnęłam w sterczącego penisa, że zwinął się i zaskowytał. To przynajmniej było zabawne, no i miałam kolesia z głowy.
Okazało się, że ubranie leżało wygniecione, wymemłane w pościeli, wcale go nie schował, tylko nie zauważyłam wcześniej. Musiał mnie rozebrać w łóżku, może zerżnął mnie jak spałam, takiemu palantowi to wszystko jedno, może trupa wyruchać, byle tylko zlać się. Kurwa, mam nadzieję, że nie zlał mi się do środka. Pamiętałeś o prezerwatywie?, spytałam go, przyznając się zarazem do amnezji. Nie, odpowiedział. Ty skurwielu! Nie musiałem pamiętać, bo z kłodą nie kopuluję, będziesz miała ochotę na seks to wpadnij innego dnia, bo teraz jaja mnie bolą, taki tekst mi zapodał. Z kłodą nie kopuluję, drwal się jebany znalazł. Ubrałam się, pierdolnęłam drzwiami z całej siły i wyszłam.
Na dworze syf
Mówię wam, co to był za dzień. Wychodzę od skurwiela, godzina szósta rano albo coś takiego, świt praktycznie, a na dworze ziąb, że do szpiku kości przenika. Nie wiedziałam nawet gdzie jestem. Gdzie tramwaj, gdzie autobus, gdzie kiosk ze szlugami? Czy to sobota, czy niedziela? Wczoraj byłam na koncercie, tam go poznałam, ale co to był za dzień, nie pamiętam. Nie pracuję, więc każdy dzień mam wolny, fajnie, ale przez to gubię się i jakoś nigdy nie wiem w jakiej części tygodnia jestem. Wsio rawno. Każdy dzień jest dobry żeby się napić, tylko zimno tak, że zwariować można.
Zrobiłam w tył zwrot i w podłym nastroju pomaszerowałam z powrotem pod drzwi jego mieszkania. Dzwoniłam chyba z piętnaście razy zanim chuj mi otworzył, rzecz jasna już zdążył wypić browar, choć dotąd nawet nie wypłukał twarzy. Śmieć i tyle.
Zimno na dworze, mówię mu, no to zamykaj drzwi, bo i tu zaraz zimno będzie, słyszę, a on lezie po tatrę dla mnie i wygrzebuje ze sterty leżących płyt Defekt Muzgó. Jak można słuchać tego punkopolo.
18 miałem lat
Wstępowałem w tamten świat
Ze starszymi piłem już
A w kieszeni miałem nóż
Kiedy kielich pusty był
Tak śpiewałem z całych sił
O daj, o daj gorzałę
No, osiemnaście lat to ja skończę za trzy miesiące, więc ten pan z defektem mózgu niespecjalnie ma się czym chwalić, myślałam sobie. Za zimno na piwo, nie masz wódki?, pytam i zaraz tego żałuję, bo wygrzebuje jakąś poplamioną butelkę z bimbrem. Pij, mówi, piję, bo teraz to już nie mam odwrotu. Też sobie nalał, pijemy raz, dwa, trzy, rzucił pustą butelkę o ścianę i szkło się rozprysło po pokoju, ale i tak go pełno było na podłodze, więc to obojętne, tylko hałas niepotrzebny.
Człowieku, zawsze w takim syfie żyłeś?, pytam, nie zawsze, słyszę, ale już nie pamiętam czy piję dlatego, że mnie żona opuściła, czy żona mnie opuściła bo piłem. He, he, dobry cytat, „Leaving Las Vegas”, znam.
Powiedział, że ma 25 lat, w co nie za bardzo uwierzyłam, bo wyglądał na więcej, ale co mnie to w sumie obchodziło. Nie chciało mi się wracać do domu. Tak po prawdzie, to nie miałam dokąd wracać, do ojca pijaka – nie warto. Już lepiej zostać z facetem pijakiem, przynajmniej można odejść kiedy się chce, o ile ma się gdzie, he he. Ale chociaż nie ma toksycznych relacji jakie niesie zależność. Mój honor to wolność, że zacytuję jakieś hasło, które od niego zasłyszałam. Zawarliśmy układ. Wygoniłam go do sklepu po płyny do mycia podłóg i szkła, nowy proszek do szorowania, mopa, gąbki, ścierki i wiadro. Obiecałam posprzątać. Zgodziłam się przez czas jakiś zamieszkać wspólnie, co sam zaproponował tamtego ranka po trzeciej tatrze. Wyznaczyłam strefy wspólne i obszary dla niego niedostępne. Wszystko akceptował. Chyba głównie z powodu otępienia i ogólnej bezmyślności.
Zamieszkałam z nim
Właściwie trudno powiedzieć, że z nim, bardziej precyzyjnie – w jego mieszkaniu. Jaki to był abnegat, to trudno w to uwierzyć. Wysprzątałam wszystko kalecząc ręce, wyniosłam do śmietnika tony szkła, petów, starych zaschniętych prezerwatyw, resztek jedzenia i tak dalej. Ten facet wszystko wywalał na podłogę, a najchętniej to po prostu rzucał roztłukując o ścianę. Pierwszym aneksem do naszej umowy było, że nie będzie niczego więcej tłukł specjalnie, bo oczywiście wciąż coś tłukł zataczając się, albo niechcący zrzucając ze stołu. W ogóle Disorder był mało stabilny. Wielki, zataczający się, ale w sumie jak się okazało dość wesoły pijak.
A pił od rana do wieczora i w nocy na dokładkę. Nigdy nie był zalany w trupa, ale ciągle dość nieprzytomny. Bałam się, że w zamian za mieszkanie będzie mnie eksploatował seksualnie, ale nie. I nie namawiał też do picia. Chciałam z nim żłopać to o.k., nie to też o.k., on był taką chodzącą obojętnością. Był też jednak nieobliczalny, miał pijacką fantazję i pewną elegancję w tym upadlaniu się. Czasem przyznam, że byłam pod wrażeniem. Przede wszystkim w nieprawdopodobny sposób potrafił pozyskiwać pieniądze. Nic nie robił i nawet nie starał się pracować. Pił, leżał i patrzył się w sufit, słuchał wciąż muzyki, a kiedy czegoś potrzebował wychodził sępić. Ubierał się wtedy w jedyne spodnie, które nie były podarte, w białą koszulę i szedł do drogich hoteli, gdzie zaczepiał starsze panie, żaląc im się, że go żona z domu wyrzuciła w samej tylko koszuli, zmieniła zamki w drzwiach i że tak się pęta już drugi tydzień dzięki pomocy dobrych ludzi. Każdy chce być dobry, a widzą, że to nie żaden lump, tylko porządny człowiek w lakierkach i krawacie, więc mu dają nie po 2, a po 20 czy nawet 50 złotych. Geniusz!
Poukładałam setki walających się na podłodze srebrnych krążków. Żaden nie był podpisany. Miał ogromną kolekcję punkowych płyt, zresztą żadnej innej muzyki nie słuchał, ale było mu kompletnie obojętne czy to leci Exploited, 999 czy Crass. Nie obchodził go przekaz, ważne żeby było głośno. Pijany przechadzał się po mieszkaniu w rytm muzyki, co oznacza, że głównie skakał i wymachiwał na wszystkie strony pięściami, często zwalając ułożone przeze mnie przedmioty. Poza muzyką i alkoholem nie miał niczego i niczego nie potrzebował. Lodówka mogła przez wiele dni świecić pustką, on i tak prawie nie jadał. Telewizor, gazety, książki, radio, to były dla niego zupełnie zbędne nośniki bzdurnych informacji. Punk był jego strawą duchową, a alkohol był paliwem napędzającym wyniszczony organizm.
Tak moi drodzy, przyznaję, polubiłam tego gościa. Niczego nie chciał i to było najfajniejsze. W nocy zasypiał zmęczony i pijany, na seks miał zwykle ochotę rano, ale wtedy brzydziłam się nim, co potrafił zrozumieć i nie ryzykował kolejnego ciosu w jaja. Czasami kochaliśmy się w takiej fazie pijaństwa, która poprzedzała kompletną utratę świadomości, ale już w stanie pełnego wyluzowania. To był bardzo dziwny seks, ciągnął się godzinami, bo obydwoje byliśmy zbyt roztargnieni, żeby dojść, poza tym co i raz przerywaliśmy żeby wypić kolejną puszkę piwa czy zapalić papierosa. To były takie niezrealizowane orgie, nadzy, brudni, pijani, turlaliśmy się po podłodze, ja próbowałam zaspokoić jego, on mnie, ale tak naprawdę to obydwoje mieliśmy poczucie groteskowości sytuacji i po paru godzinach zmęczeni zasypialiśmy w objęciach.
Fizycznie był mi zresztą obojętny. Ani ładny, ani brzydki, a ponieważ nigdy nie zabiegał o mnie, a co najwyżej próbował brać, więc też nie traktowałam go serio jako mężczyznę. Raczej jako kumpla, i to takiego kumpla od kieliszka, od wspólnej zabawy, a nie przyjaciela, któremu można powierzyć tajemnice. Nigdy zresztą o nic nie pytał, nawet nie zapytał dlaczego zgodziłam się z nim zamieszkać. W ogóle mało mówił własnych zdań. Zdawkowe odpowiedzi, no i non stop cytaty z punkowych piosenek, był chodzącym cytatem. Jakoś zlepiał te cytaty w zdania, wtrącał własne słowa, nie bardzo było wiadomo czy mówi to co sam myśli, czy to co usłyszał, zresztą to co usłyszał przyjmował za swoje, ale wybiórczo, układał sobie wypowiedzi niczym puzzle ze strzępów zdań, które w nim zostały, które mu się spodobały.
To w ogóle fascynujące ile on tych cytatów miał w głowie, bo tak w ogóle to miał sekundową pamięć. O coś go prosiłam, a on natychmiast zapominał. Nie było sensu umawiać się z nim gdziekolwiek lub na cokolwiek (za wyjątkiem naszego domowego regulaminu, który wypisaliśmy węglem na ścianie). Myślę, że dlatego nic nie czytał i nie oglądał TV, bo i tak po sekundzie by zapomniał. Zresztą był całkowicie obojętny na świat. Jeszcze nie spotkałam człowieka, który do tego stopnia nie byłby niczego ciekaw. Ruszał się z domu po zakupy i żeby wysępić pieniądze oraz na koncerty. Chodził chyba na wszystkie punkowe koncerty, było mu obojętne kto gra i gdzie gra, obojętne za ile, bo wkręcał się za darmo, pił tam za darmo bo mu stawiali, w ogóle można powiedzieć, że ten facet żył za darmo, no i trochę na darmo. Zwykle mu towarzyszyłam bo nudno było samej w domu, a poza nim nikogo nie miałam.
Dziwnie to się poukładało
Wiecie, prawda jest taka, że przecież jego też nie miałam, nie byliśmy parą, nie próbowaliśmy nią być, nie udawaliśmy jej. On się bawił na swój sposób, czyli upijając się potwornie i zataczając, czasem tańcząc obłędne pogo pod sceną, czasem krzycząc, czasem zasypiając w kącie. Nigdy nie rzygał. Nigdy też nie widziałam go z inną kobietą i dziwiłam się dlaczego on mnie wtedy pocałował w tym kiblu. A myślisz, że pamiętam, odpowiedział gdy go o to spytałam. I dodał: sam się dziwię. Taki był jego styl, więc nie było się o co obrażać. Ta jego obojętność była nawet pociągająca, może bardziej pociągająca niż cokolwiek innego. Zawsze baaardzo zdystansowany do mnie, do innych, zasłuchany i zamknięty w swoim alkoholowo-punkowym świecie złożonym z cytatów w rodzaju: ktoś komu wszystko jest obojętne, ktoś kto na to wszystko sra, ktoś komu wszystko wisi, ktoś właśnie taki jak ja.
Ale wspominałam, że bywał też uroczy. Ni stąd ni zowąd zjawiał się w domu z gałęzią bzu, tulipanem, albo pudełkiem czekoladek, które pewnie ukradł ze sklepu. Nie pamiętam już jak długo wtedy mieszkaliśmy razem, na pewno kilka miesięcy, bo to już lato dobiegało końca, a my ani razu się nie kłóciliśmy, choć ani jednego dnia nie spędziliśmy osobno. Fakt, zdziczałam przy nim, jak on siedziałam w domu, tyle, że czytałam wszystko co mi wpadło w ręce, zresztą czasami kradł dla mnie książki. Choć każde szanowało wolność drugiego, to chyba w jakiś sposób zniewalaliśmy się nawzajem, a może tylko on mnie zniewalał, a może to wszystko głupstwa, bo niewolnikami czynił nas alkohol.
Picie od rana do nocy to piekło. Ja tak nie wytrzymywałam, on pił non stop. Ja musiałam robić sobie przerwy, bo bym zwariowała. Pomijam ciągłe rozwolnienie i tego typu nieprzyjemności, ale najgorsze było to co działo się w moim mózgu. Wieczne otępienie, z czasem straciłam zdolność skupienia, no i obojętność. Początkowo nie mogłam zrozumieć jego abnegacji, a teraz stawałam się taka sama. I nie przez Disordera, ale przez ciągłe chlanie z nim. A dni przerwy też były nieznośne, bo wtedy przychodziło rozdrażnienie. Wychodziłam z domu, bo jak miałam kaca to jego widok mnie wkurwiał, a jeszcze bardziej jego zapach. Wracałam wieczorem i w te dni kładłam się spać osobno, układałam się w fotelu i zasypiałam skulona pod kocem.
Na pewno bardzo trudno jest żyć z pijakiem, ale chyba jeszcze trudniej jest żyć parze pijaków. Oczywiście jest o tyle dobrze, że nie ma punktów zapalnych, jest pełne zrozumienie potrzeb, o ile rzecz jasna nie wyrywamy sobie ostatniej puszki piwa czy resztki wódki. Ale nie ma żadnego impulsu od drugiej osoby, żadnego basta, kompletna swoboda, brak ograniczeń. Rób co chcesz, tylko daj mi spokój. Mój honor to moja wolność. My już nie mieliśmy za grosz honoru, a wolność ograniczała się do objętości butelki. Nabici w butelkę – był kiedyś taki plakat antyalkoholowy, całkiem niegłupi. Nasza wolność, ha, ha, Disorder miał na to dobry cytat z piosenki zespołu Włochaty: większe klatki, dłuższe łańcuchy, dostałeś by poczuć się swobodnie. Miał też sto innych cytatów na ten sam temat.
Wiecie co? To już nie było takie życie jak kiedyś – od imprezy do imprezy. To była ciągła impreza. A to znaczy, że ciągle chciało mi się rzygać. Rzygać na własne zafajdane życie. Ale też był ciągły speed, więc ten bilans jakoś był wyrównany. Z jednej strony alkoholowe zmęczenie, z drugiej ogromna energia. Tylko tyć mocno zaczęłam, choć prawie nie jadłam. Codziennie pochłanialiśmy w alkoholu tysiące pustych kalorii, które odkładały mi się w udach i tyłku, ale nie dbałam o to, bo komu miałam się podobać? Disorderowi mój wygląd był chyba obojętny, nigdy nie zwracał uwagi na strój, zapach, właściwie chyba w ogóle mało go obchodziłam, byłam po prostu lokatorką i towarzyszką alkoholowych libacji. A z innymi mężczyznami miałam rzadki kontakt, zresztą kto by chciał spotykać się z szaloną mrówą-punkówą, teraz na dodatek roztytą? Dlaczego wtedy mnie pocałował? Gdyby nie ten pieprzony pocałunek w kiblu, moje życie byłoby całkiem inne. Nie mówię, że lepsze, pewnie tak samo podłe, ale chyba inne, na pewno gdzie indziej i mniej intensywnie.
Wciąż go męczyłam o tamten pocałunek. Miałaś taki zimny język, przypomniał sobie. Ot, cały on – rzuci zdanie i koniec rozmowy. Więcej nie pamięta. Co z tego, że zimny? Było ci przyjemnie? A skąd mam wiedzieć, chyba nie, słyszę i krew mnie zalewa. Ale przynajmniej odpowiada szczerze, wtedy następnego ranka też był szczery. No i nie zerżnął mnie tamtej nocy kiedy byłam nieprzytomna, źle go wówczas oceniłam. Tylko to niczego nie tłumaczy, przeciwnie, pojawia się więcej znaków zapytania, bo dlaczego mnie całował, dlaczego mnie zawiózł do siebie, w dodatku taksówką, on nigdy taksówkami nie jeździ??? Chciał mnie spętać i osadzić w tej celi. Większe klatki, dłuższe łańcuchy… coś w tym cholera jest. Zapętlił mnie w swój rytm życia, a ja bezwolnie, nieświadomie poddałam się, przynajmniej na tyle, na ile pozwalał mi organizm, no bo przecież nie mogłam chlać tyle co on, umarłabym. Kiedy po wielkiej ilości alkoholu ze strachem myślałam o następnym dniu rzucał mi cytaty z piosenek Kryzysu, WC i innych starych punkowych zespołów, których non stop słuchał, choć nagrania były podłej jakości.
Jeżeli jutro ma być takie samo jak dziś
To lepiej się już nie obudzić
Szkoda tylko, że nie będzie jutra
Jutro miał być taki piękny dzień
I tak dalej. Zawsze pełno cytatów. Co trafniejsze zaczęłam wypisywać na ścianach, choć doskonale je pamiętałam, bo powtarzał bez przerwy to samo, tylko w różnych kompilacjach. Przyszło mi do głowy, że on był jakby zaprogramowaną maszyną, robotem, któremu wsadzono do pamięci teksty tysiąca piosenek i z nich on ma sobie układać konwersację. Powiedz coś własnego?, prosiłam. Nazywam się nie wiem, usłyszałam znowu jakieś zasłyszane hasło.
Otrząśnij się
Prosiłam go, żeby wyrwał się z tej maligny. Może gdyby wyjechał, przestał słuchać na okrągło tych samych płyt, przestał pić chociaż na kilka dni, to zacząłby czuć cokolwiek. Tak bardzo chciałam usłyszeć z jego ust coś prawdziwego, coś szczerego o mnie, a nie piosenkę Białej Gorączki: Żądam nietykalności i przyznaję ją tobie, jedno z jego ulubionych zdań, choć za pięć minut słyszałam jakiś jabolpunkowy tekst zaczerpnięty z repertuaru KSU, bo jemu wszystko się w głowie mieszało i było obojętne co mówi, byle coś tam gadać, wykrzykiwać i wymachiwać rękami. Jak się nad nim zastanowić, to był z niego błazeński kabotyn. Tyle, że kabotyństwo tak do niego przylgnęło, że stało się jedyną osobowością.
Tymczasem przyszła kolejna zima. Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy samotnie. Wymogłam drzewko, więc wyrwał skądś kawałek tui, bo jemu wszystko jedno czy tuja, czy choinka, pewnie w malignie alkoholowej nawet nie odróżnia już. Tak czy inaczej ładnie pachniała. Ukradł też z marketu bombkę i kawałek ciasta, a w prezencie dał mi perfumy. Drogie perfumy, nie wiem jak je ukradł, bo takie kosmetyki mają zabezpieczenia antykradzieżowe, ale nie pytałam, bo mnie tym naprawdę wzruszył. Nigdy bym nie pomyślała, że on w ogóle zwraca uwagę na to czy kobieta pachnie czy nie. Zresztą może nie zwracał uwagi, ukradł cokolwiek i tyle. Ładnie pachniały, tyle mogę powiedzieć, nazywały się truth, a butelkę z nimi rozbił mi dwa dni później, wymachując rękami w łazience, gdzie zainstalował sobie głośniki żeby w wannie móc słuchać punk rocka. Wariat.
Upiliśmy się pod tą tują, słuchając G.B.H., a potem The Vibrators, a potem Podwórkowych Chuliganów, a potem nie pamiętam, to i tak nie ma znaczenia. Piliśmy świątecznie, on w podartych dżinsach i koszuli w kratę, ja założyłam spódnicę i grube rajstopy bo zimno było w mieszkaniu, zresztą dziwne, że w ogóle mieliśmy prąd, ogrzewanie i ciepłą wodę, bo zdaje się, że Disorder nie płacił rachunków, nawet nie z powodu braku pieniędzy, ale po prostu nie dbał o takie rzeczy, nie wybierał listów ze skrzynki, nie miał konta w banku, podejrzewam, że nawet dowodu osobistego nie miał bo pewno dawno zgubił. Ten człowiek dla świata nie istniał, a świat nie istniał dla niego.
Ale byłam ja, wtuliłam się, bo tej wigilijnej nocy potrzebowałam odrobiny ciepła. Matka zmarła gdy miałam pięć lat, a ojciec alkoholik nie uważał, że należy mi się jakakolwiek wolność, jego łańcuch był bardzo krótki, a klatka ciasna. Jak kiedyś Disorderowi opowiadałam moją historię, to oczywiście usłyszałam cytat, a dokładnie tłumaczenie piosenki zespołu Subhumans:
Nie, nie wierzę w Jezusa Chrystusa,
Moja matka zmarła gdy miałem pięć lat
Nie, nie wierzę w religię,
Kazano mi chodzić do kościoła i nie powiedziano dlaczego,
Nie, nie wierzę w system
Bo nic sensownego nie robi dla mnie.
Tak to jakoś szło. Faktem jest, że ojciec wyganiał mnie do kościoła w każdą niedzielę i moją małą formą buntu było obrażenie się na Pana Boga za to, że moje życie takie jest złe. Ktoś dojrzewa, ktoś umiera do końca bez jakiejkolwiek treści, to też jeden z jego cytatów.
Słuchaliśmy Vibrators i nic nie mówiliśmy. Głaskałam jego włosy, potem się całowaliśmy, potem się kochaliśmy pod tują wdychając jej zapach, to znaczy ja wdychałam, bo on pewnie nie zwracał na tuję uwagi. Wchodził we mnie z bezmyślnym wyrazem twarzy, wyczuwałam kiedy chciałby przerwać żeby się znowu napić, ale nie wypuszczałam go z siebie w nadziei, że może chociaż raz będzie nam ze sobą dobrze. Zaczął się jednak strasznie pocić i nie miałam już dłużej sumienia, przerwaliśmy i siedząc nago popijaliśmy skradzione białe wino, a on skręcił dla nas po papierosie, bo dostał od kogoś woreczek z tytoniem.
Patrząc w jego puste oczy wiedziałam, że nic już z niego nie będzie i że niczego więcej się od niego nie dowiem. Dusza Disordera umarła. Czasem potrafił pięknie mówić, ale to wszystko były cudze słowa. Wiedziałam, że nigdy się nie dowiem dlaczego mnie pocałował, dlaczego zabrał do taksówki i zawiózł tu, gdzie mieszkam już od roku, gdzie jest moja cela pokutna z wyboru, gdzie chciałam chyba znaleźć szczęście, ale ono każdego dnia odpływa coraz dalej, staje się mniej realne, zupełnie nierealne, nie ma w tym domu niczego poza alkoholem. Obydwoje jesteśmy jak kanistry na spirytus. Nasze wątroby filtrują to co zdołają, nasz żołądki trawią, nasze nerki wydalają, a mózg domaga się kolejnej porcji trucizny i nawet jeśli przełknięcie kieliszka wódki sprawia ból, nawet jeśli wzbudza wstręt i odruchy wymiotne, to wiemy, że bańka musi być stale pełna, inaczej coś złego dzieje się z ciałem, zaczyna się trząść, pocić, nogi robią się miękkie jakby były z gąbki, w ustach czujemy narastające pragnienie, w głowie ból, a w sercu przyspieszony puls, raz, dwa, trzy, już trzeba znowu wypić kolejne 20 gram, pociągnąć łyk piwa i trochę będzie lepiej, można będzie zapalić papierosa.
Disorder odszedł
Pewnego dnia po prostu wyszedł z domu i nie wrócił. To było tuż przed Nowym Rokiem, a planowaliśmy spędzić sylwestra na squocie. Wyszedł nie wiem już czy po alkohol, czy po pieniądze na alkohol, to nie ma znaczenia. Zniknął. Zostawił mi mieszkanie. Mijały tygodnie i nie wracał, dzwoniłam na policję, dzwoniłam do szpitali, żadnych informacji, choć prawdą jest, że nie wiedziałam za bardzo o kogo pytać. Przedstawił się jako Disorder, on wiedział, że na mnie mówią Mrówa-punkówa, albo Punkówa-mrówa. Nie znaliśmy swoich prawdziwych imion, nazwiska też nam nie były potrzebne. Nie mam już nazwiska, nie mam już przyszłości, nie mam już nadziei, nie mam znajomości – przypomniał mi się jeden z jego cytatów, z zespołu TZN Xenna, ale nie znalazłam ich płyty w stercie niepodpisanych srebrnych krążków.
Cóż mam wam powiedzieć? Postanowiłam zostać w tym mieszkaniu dokąd ktoś mnie nie wyrzuci. Wzięłam z ulicy psa przybłędę, który spał ze mną i dawał mi więcej radości i ciepła niż Disorder. Fajny był z niego facet, ale jak długo można było żyć w malignie. On, jeśli żyje, zapija się nadal. Ja nie. Znalazłam pracę, sprzątam wieczorami w biurowcu, nic fajnego, ale przynajmniej mam pieniądze żeby opłacać czynsz, więc mam nadzieję, że nikt mnie nie eksmituję, bo gdzie się z moim psem podzieję. Nie czekam na niego, wiem, że nie wróci. Pewnie spotkał kogoś i poszedł, może pomyślał, że czas uwolnić mnie od siebie. Nie obchodzi mnie już co robi, jego wybór, jego wolność, cholera łapię się na tym, ze wciąż powtarzam po nim cytaty z punkowych piosenek. Płyty złożyłam na jedną kupkę, leżą, może ktoś je weźmie, może komuś kiedyś zacznie brakować własnych słów.
Aha, mam na imię Monika, mam teraz 19 lat. Nie skończyłam liceum, odeszłam z domu przed maturą, ale próbuję się odnaleźć w rzeczywistości. Jestem bardzo niska i dlatego znajomi nazywali mnie mrówą, nie urosłam, ale teraz nikt tak do mnie nie mówi. Ścięłam dredy, po kolczykach zostały mi brzydkie dziury w nosie. Mam kilka tatuaży, ale staram się je ukrywać, dlatego zwykle zakładam ciemniejsze ubrania, z długim rękawem. Nie jestem ładna, nie jestem brzydka, trochę za dużo ważę, ale ćwiczę, więc pewnie za kilka miesięcy odzyskam dawną figurę. Nie jestem już punkówą. Mam na imię Monika, jestem otwarta na świat.
Posiadam ten zbiór opowiadań w formie książkowej z którego „Mrówa…” pochodzi – nie wiem czemu, ale najczęściej i najchętniej wracam właśnie do niego.
http://www.youtube.com/watch?v=EbEQqnNgOVo&feature=plcp – to coś o miłości i punku . Punk to walka nie alkohilizm chociaż większość się stacza a ci którzy coś robią dają z siebie wszystko robiąc koncerty demonstracje itd … Są też małolaty zafascynowane kolesiami które uważają że kto ma irokeza ten jest git hahah . Opowiadanie jest nawet wciągające .
Historia…poznałam właśnie takich ludzi, mnie to przeraża…przebywając z nimi widzę schematy-zbieranie na alkohol, szlugi i kebaba, picie alko, palenie, jedzenie, spanie na wagonach, skłotach, załapywanie się na każdą imprezę, uciekanie przed systemem…lubię ich…myślę, że nawet mnie pociągają…ale nie mogłabym z nimi \’żyć\’…boli mnie to, że ludzie do, których się przewiązałam spadają coraz bardziej na dno…nic się dla nich nie liczy, nic nie jest ważne, nie mają domu, nie mają rodziny…przykre. Mam nadzieję, że ja przebywając z nimi nie skończę tak…mam wrażenie, że jestem inna…nie piję, nie palę…o ćpaniu nie wspomnę…mam pełną kochającą rodzinę…zależy mi na nauce…I wolność widzę właśnie w niej…a nie w szlajaniu się…i obalaniu systemu przez żulenie się…Dis order…może Cię poznam…jeśli jeszcze jesteś…odezwij się na gg xD Pozdrowienia dla punów z katowickiej \’Żaby\’. Są właśnie tacy…identyczni…i każdy ma zrytą osobowość, za to ich kocham. Może przeżyję coś takiego jak \’Monika\’…będę się starała ustrzec…Mi się opowiadanie podoba…nic nadzwyczajnego, ale wciąga 😉
o, leżę ze śmiechu.
It is cool really!
Coraz bardziej jestem urzeczona osobą autora he,he…
A z panem Andrzejem Dróżdżem mam zajęcia więc tym bardziej pozdrawiam dekadenta Disordera. A przeczucie każe mi sądzić, że gdzieś go niewątpliwie jeszcze napotkam prędzej czy później…
Napisz do mnie koleś Disorder co sie zwiesz!!4701703
jak dla mnie świetne. Zaczęłam czytać i przerwać nie mogłam, a o to chodzi w opowiadaniach,gdyby miało to 500 stron tez bym czytała, wielki hołd, poprostu.
Wypociny młodej 13 letniej anarchistki
3naście to wiadomo, że młoda, a może to jakaś freudowska pomyłka?
całkiem zdolna ta nieletnia anarchistka :p
kurde szkoda ze wczesniej tego nie dorwalem. to jest genialne.
opowiadanie można interpretować w dwojaki sposób. nie podoba mi się to ,że autor próbuje pokazać ,że wina leży po stronie nałogu. wystarczy dobrej chęci i samozaparcia ..
poza tym punk odgrywa tu tylko tło , a powinien być myślą przewodnią tekstu , by odwieść czytelnika który nie poczuwa anarchii od nagannej reguły, że punk rock jest zły sam w sobie . Zrobiłeś na mnie wielkie wrażenie. to co ujęłam powyżej jest tylko przecinkiem w całej tej historii . nie będę oceniać w jakiej znalazłeś się sytuacji czy co chciałeś przekazać w pewien sposób publikując ten tekst. Xenna jednak była więszym zaskoczeniem dla mojej osobowości. Życzę powodzenia w tworzeniu kolejnych punkowo-alkoholowych nowinek. 😉
świetny tekst… świetny, brak słów
Może mnie ktoś oświecić jaki tytuł nosi piosenka, która w tekście cytowana jest fragmentem \”Jeżeli jutro ma być takie samo jak dziś, to lepiej się już nie obudzić\” ?
Kryzys czy tam Brygada Kryzys, wczesna, mam problemy z tytułami piosenek bo nigdy nie przywiązywałem do nich wagi… może „To tylko sen”… albo coś takiego, zobacz sobie spis utworów z pierwszej płyty, oczywiście cytat jest z pamięci, może to szło trochę inaczej, ale to było jakoś „Tylko śnisz, tylko ci się zdaje, tylko halucynujesz piekło i raj, obudź się…”.
Znalazłem piosenkę o której mówisz, jej tytuł to „Przestań śnić”, ale niestety to nie ona. Chodzi mi konkretnie o ten fragment „Jeżeli jutro ma być takie samo jak dziś…”. Szukałem, szukałem ale nie mogę znaleźć.
jaki tytuł ma pisenka Xenny, która jest cytowana w \”…moja miłość\”? Mam niby Xennę na kompie, ale widocznie nie wszystkie kawałki. A żeby było śmieszniej, nie mogę znaleźć tej piosenki w Internecie. Byłabym wdzięczna za odpowiedź.
jakoś nigdy nie zwracałem uwagi na tytuły, może dlatego, że to były czasy, kiedy się słuchało muzyki z przegrywanych kaset, a nie z płyt… nie mam teraz pod ręką CD Xenny z reedycją niektórych ich nagrań, ale wydaje mi się, że to było albo „Dlaczego” albo „Wodzowie”… w każdym bądź razie na pewno z tego okresu
nie wiem co to opowiadanie miało przekazać? Bezsensowność alkoholizmu? Tak, to jest bez sensu. Ale czemu zerwanie z nałogiem, odnalezienie się w zyciu musi się wiązac z odejściem od ideologii Punk? Do cholery, czytając zakończenie mam wrażenie, że autor nie uważa by można było ułozyć sobie życie będąc dalej punkiem. Błąd. Ale opowiadanie samo w sobie na swój sposób pieknie. O facecie który zagubił się w Punku, który już zapomniał co to Punk. Pięknie. Tylko za zakończenie kop w zad.
Opowiadanie jest o nim, nie o niej, choć ona opowiada niby o sobie. Jest zagubioną laską, co chyba wynika ze sposobu narracji, spotyka niewłaściwego faceta. Nie myślałem w tym tekście o punku, punk jest jedynie tłem, w ogóle nie rozpatrywałem tego z Twojego punktu, bo nie chciałem pisać o tym, że ktoś pije i słucha punka, albo nie pije i wybiera inne życie. Ona chciała zmienić wszystko, bo miała dość, ale nie można z tego wyciągać jakichś generalizujących wniosków. Swoją drogą zgodzę się, że zakończenie jest potwornie płaskie, chciałem żeby było takie, no bo to taka niby spowiedź tej dziewczyny, więc ona musiała jakoś to skończyć banalnie. Hm, nie wiem czy się wytłumaczyłem?
właśnie… moje wątpliwości być może wynikają z tego co sobie wyobrażałem o tym tekście przed przeczytaniem go.
Ale tutaj w tym momencie nasuwa mi się jeszcze jedna wątpliwość, powiedz mi bracie czy słuszna. Wydaje mi się, że Mrówa tak naprawdę nigdy nie była punkówa, mimo że za taką się uważała. Dziwnie wiąże mi się to z dzisiejszą modą na bycie takim jak koledzy. Może ona wcale nie miała punka w sercu? W końcu wydaje mi się, że albo punkiem się jest i jest się zawsze, albo wogóle i nigdy się nim nie było. Prosze odpowiedz.
Sam nie wiem, zasadniczo to identyfikuję się z tym, jak Ty to postrzegasz, ale trudno mi oceniać postawy innych, może i są tacy, którzy z punka wyrastają… ja nie wyrosłem
Ja wyrosnąć równiez nie zamierzam
Jednak dalej parę rzeczy mnie intryguje, i czuję że zajebiście miłoby było wymienić kiedyśtam parę zdań, a może i więcej.
z przyjemnością
może na jakimś koncercie będzie okazja…
szczerze? 7343116. Może to i tylko rozmowa wirtualna ale można wymienić parę zdan 😉
będzie, Jarocin, Woodstock, Antifest…
Ja pierdolę, w jakiej norze ten facet mieszka. Totalnie zagracone, zasyfione mieszkanie, rozbite szkło na podłodze
Moim zdaniem nie chodziło o wyrażenie bezsensowności punku po zerwaniu z nalogiem. Prędzej o to, że wszystko się zmienia kiedy przestajesz pić i wracasz z dziwnej, nerzeczywistej krainy do szarej codzienności gdzie tak na prawdę nigdy już się nie odnajdziesz.
Dobry tekst. Takie charakteryzują się właśnie dużą dowolnością interpretacji przekazu.
czytałam kiedyś „Dzieci z dworca ZOO”. drukowali to w „Świecie Młodych”. To były moje pierwsze przygody z takim realem. Nieźle ryje. Xenna to pikuś przy tych opowieściach punkowych. Piszesz na trzeźwo, Na bąbie czy na kacu? pytam bo mam problem.
jaki problem?
zasadniczo piszę na trzeźwo, kiedyś bywało różnie, powiedzmy, że „Melanże” pisałem częściowo pod wpływem, ale generalnie uważam, że alkohol bardzo przeszkadza w pisaniu.
Techniczny. Trochę piszę do szuflady. Nic wielkiegoale lubię. Chciałam wiedzieć.
Przecie \”My, dzieci z Dworca Zoo\” to nie są żadne \”opowieści punkowe\”. Hm.
Fajnie,że ktoś się wziął za krótkie czy dłuższe formy literackie dotyczące ruchu punkowego.Jednak z wielką przykrością czytam w niemal każdym tekście o chlaniu do upodlenia,o zwykłym zmenelnianiu się stopniowym,o syfie w mózgu i w mieszkaniu,jako o jakimś fundamencie punkowości.A najgorsze przychodzi na koniec,jak w powyższym tekście-wyrwanie się z nałogu jest równoznaczne z odejściem z ruchu punk.
Nie wiem,posrało was czy jak autorzy?Tego na pewno przeżyć nie przeżyliście,bo po takim niszczeniu mózgu alkocholem czy innymi używkami nie bylibyście napisac tak zgrabnie złożonych zdań.Więc jeśli nie empirycznie zdobyliscie taką wiedzę nt ruchu punk,to jest to wasza wyobraźnia i wasze spojrzenie na ten ruch.I to mnie szokuje….
Dla mnie jest jasne – człowiek w takim stadium choroby alkocholowej,jaki przedstawia się w tym tekście,czy nawet w „Xennie mojej miłości”,punkiem nie jest.Jest uzależnionym menelem,i noc ponadto.Żałosne sa też przypisywania sposobu zarobkowania do ruchu punk w formie sępienia.Społeczeństwo,które de facto jest jego wrogiem,ma prosić,błagać o drobne?
Oprócz tego,samo opowiadanie jako fikcja,bardzo fajnie napisane.
każdy pisze swoją historię… Punk nie jest szufladką, a jeśli nawet to przewalają się w niej różne rzeczy. Nie można generalizować. Ruch tworzą ludzie, a oni są różni. Jedni chleją, a zdarza się, że i ćpają, inni są sxc. Dla mnie punk to bunt, odejście od narzucanych stereotypów, podążanie własną drogą , no i przede wszystkim muzyka i ta swoista estetyka. Estetyka która dotyka ubioru,a nawet tego jak wygląda twoje mieszkanie, okładki kaset, listy. Twój pogląd na życie, odbiega od ogólnie przyjętego…Piję z umiarem, a mam okresy że w ogóle. Nie mam za to umiaru do muzyki :-). Odwala mi na jej punkcie. Jeśli piszę to stwarzam inny obraz tego samego, bo przez pryzmat innej osoby widziany. Osoby która kocha muzykę, ceni przyjaźń, czasem szuka miłości i bliskości z kimś podobnym do mnie.
nie mniej Bartek chyba ma rację – opowiadanie jest o menelu i o biednje zagubionej dziewczynie, nie o punkach, przy okazji niejako słuchaja punk rocka, ale bez ideologii, równie dobrze w tle mogłoby lecieć disco polo, a oni walić gorzałę siedząc pod blokiem w dresach. Ale też rację ma Alfa – każdy opowiada swoją historię, w mojej leci muzyka punk, bo takiej słucham, no i nie widzę powodu bym miał pisać o dresiarzach, inni robią to lepiej
Mnie zastanawia jedna zasadnicza kwestia. Disorder twierdzi, ze nie ma juz nazwiska, nie ma przyszlosci. A co byloby dla Niego przyszloscia? I jak chcialby widziec swoja przeszlosc? (zakladajac, ze molglby dowolnie kierowac wszystkim w swoim zyciu jeszcze raz). Chodzi mi o pewne budowanie wlasnego bytu albo zakonczenie tej dzialalnosci. Odszedl – nie wiemy dokad, i czy aby na pewno dobrowolnie. A jednak zyl – wiec jaka byla Jego konkluzja?
Poza tym, swietne opowiadanie.
Pozdrawiam
Opowiadanie jest o dziewczynie, nie o Disorderze, odszedł bo dla dalszej fabuły tej historyjki przestał być istotny
Chciałem pokazać historię dziewczyny uwikłanej w brudny związek a nie opowiadać historię Disordera – ta jest w innych książkach 
czemu znam taki świat?
czasami wolałabym nie.
prawdziwe. ale piękne przecież! że są ludzie których nie ma dla nikogo i nikogo nie ma dla nich. bolesne. ale piękne.
punk nie umarł. PUNK wciąż żyje. W człowieku z opowieści. W starym pankowcu co pił ze mna wino moje pierwsze i opowiadł jaki jest ich świat a ja chłonęłam jak gąbka wszystko co mówił. zafascynowana. weszłam w ten świat.
boje sie go czasami. jego brudu.
heh… przeczytałam to opowiadanie już jakiś czas temu, utkwiło mi w pamięci, teraz czytając książkę „xenna moja miłość” powróciłam do niego, po raz drugi mnie zaciekawiło… Zwróciłam uwagę na Disordera który występuje tu i w książce… lubię czytać, szczególnie gdy książki są o punkach, sama trochę się ciekawię tym wszystkim, nie uważam że jestem punkiem, ale przebywam z takimi ludźmi, słucham takiej muzyki i czuję się z tym dobrze… shit po co ja to piszę wszystko; ok nie zanudzam:D punk is not dead!!!!!!!!!!!
mam moze krotka pamiec ale nie moge powiedziec ze,……,, zawsze! bylem zwiazany ze scena punk………..ale w kazdym razie od dawna, ale ciebie nie pamietam a tych ktorych o ciebie pytalem tez nie moga sabie ciebie przypomniec?????????????????
Pozdrowienia dla zalogi ze starowki potem remontu,3 miasta ,lodzi-katowic ,przede wszystkim pamiec i szacunek TYM ktorzy odeszli i calej reszty,z ktora spedzilem najpiekniejsze lata mego zycia.widzisz kilka osob probowalo zyc i kilka z tego zyc i zyli zwoim zyciem a ty probujesz na tym zarobic lub sie lansowac……………nie do konca zrozumiales o co w tedy chodzilo jesli na prawde w tedy istniales lub mialbys brac udzial……..uwazam cie za inteligentnego i pracowitego czlowieka ale tego sie nie da nakrecic czy opisac jesli sie tego nie przezylo i nie zylo tym.teraz nosic kolczyk , sluchac przyzwoitej muzy czy miec inne wlosy niz reszta zajaczkow to kazdy ^potrafi i nawet kilka komplementow zalapie a wtedy to w najlepszym przypadku wpierdol lub 48 godzin na wilczej (wpierdol w cenie), a i gozej bywalo hahaha magie zycie………….
a jaki okres sam pamiętasz? bo mogliśmy się pokoleniowo rozminąć… Ja też Ciebie nie pamiętam, ale to w sumie o niczym nie świadczy, bo mam zrytą banię
Już opublikowane. Wykorzystuje to opowiadanie w prezentacji maturalnej, temat – bohaterowie zbuntowani. Tak właśnie odbieram postawę tych ludzi. Opowiadnie jest mocne, świetne. Polecam i pozdrawiam
to przyślij potem prezentację maturalną, albo wklej tu do poczytania
Dla mnie żenada. Jeśli to miała być ironia to ja jej nie zauważyłam.
Te opowiadanie nie dość że nie jest realistyczne, to nic nie wnosi moim zdaniem, uważam, że ma wiele niedomówień nawet pod względem językowym, juz nie mówiąc o kulturze punkowej. Dla mnie masakra, zero autentyczności.
Jesteśmy ludźmi i nie zmieni nas to w zwierzęta. I to my jesteśmy naszymi Bogami. On był wspaniały, ale aby życ musi pokonywać schody, a nie każdy może. Życze Ci kochana dużo siły i wiary. Bardzo mi przykro że masz taki los, każdego może spotkać ale wybierz dobrą stonę życia. Nie wiem czy masz siłę. Bo ja jej teraz mam malutko. Często inni ssą dobro z Ciebie a często Ty ssiesz dobro z innych. Myślę że jesteś mądrą życiowo istotą. Różne są tragedie w życiu. Trzeba pchać niedole samemu. Pozdrawiam i życzę szczęścia Tobie i sobie też. Wspaniały był ten twój człowiek.
ale o co chodzi?????
chyba myślała, że to jakis blog dziewczyny imieniem Monika, która żali się w Internecie i oczekuje pocieszenia od ludzi podobnych autorce komentarza.
Ale jestem w szoku! To prawdziwa historia? Normalnie nie moge uwierzyć! Aż łzy mi spływają po policzku! No opowiadanie 1 klasa! Życzę dużo szczęścia!!!
Dziewczyno… dobra, alkohol, fajki, bluzniercza muzyka i pełna Nirvana ale takie coś… makabrejszon… współczuje z ręką na sercu.
czytając doszedłem do wniosku że ten koleś uważał cię za bardzo ważną osobę w jego życiu ale później gdy napisałaś że traktował cię jak innych nie wiem, skoro to był jego styl.
Jeśli panna w wieku lat 19-stu już wyrosła z punkowych ideałów, to przepraszam bardzo, ale nie jest to powolne umieranie tychże… Po prostu niektórzy w to wchodzą całym sobą i na dłuuugo, a inni traktują jak przejściową modę albo szukają w tym czegoś czego nie znajdują… i to jest w tym prawdziwe, bo tak kurwa właśnie jest. Kiedyś szłam ulicą i ktoś krzyknął moją ksywkę. Odwróciłam się ale nie zobaczyłam nikogo znajomego… Zrobiła to ponownie, stanęłam i leciałam dookoła po wszystkich twarzach, znałam ten głos… w końcu pomachała do mnie…babka w garsonce czy jak to się nazywa, wpatrywałam się dłuższą chwilę w jej twarz by ją zidentyfikować. To była taka ostra punkówa, kiedyś tam. Wcześniej była dyskomanką, a teraz jest czyjąś żoną i matką. Z pewnością wyrosła z tych spraw :-). Mi się to jakoś nie przydarzyło. Nadal chodzę na koncerty, szukam swojej własnej drogi.
ehh opowiadanie świetne, po prostu… powolne umieranie punkowych ideałów. Trafnie ujęte
fajne
O kurde… rewelacyjne opowiadanko!
Kilka lat temu też byłem takim chodzącym cytatem. Dziś myślę, że to straszne i że musiało to być bardzo dziwnie postrzegane przez osoby „spoza klimatu”.
Teraz jestem już trochę dalej od tego wszystkiego, ale opowiadanko przypomniało mi jak to było. Nieco depresyjnie mi się zrobiło, bo chyba dopiero podczas czytania tego opowiadania zdałem sobie jak wygląda taki człowiek-cytat z boku. Oj naszpikowana była moja głowa punkowymi tekstami… strasznie!
„Płyty złożyłam na jedną kupkę, leżą, może ktoś je weźmie, może komuś kiedyś zacznie brakować własnych słów” – to zdanie rozmontowało mnie najbardziej.
Dziękuję autorowi za ten tekst!
kurcze genialne, koniec przecudowny… łzy lecą
łzy mi spływają po policzkach i sama nie wiem dlaczego.
trzymam kciuki, za przyszłość!
pojebalo sie w bani
nie skończyłaś liceum, byłaś punkową która zapodziała się z obcym facetem, uprawiałaś z nim seks chociaz nie wiadomo czy on czuł z tego jakąś satysfakcje….wiesz co…chociaz nie skoczyłas tej jebanej szkoły to talent do pisania masz, nigdy w zyciu zadna historia nie podzialala na mnie jak ta, TWOJA ! szkoda że Cie nie znam bo normalnie musisz byc niezwykłą osobą, życia nie miałaś łatwego a pomimo to umiesz o tym gadac i jestes otwarta, zycze Ci jak najlepiej, serio !
Do kogo to komentarz?:|
1 hour payday loans
buy nolvadex online
Masa przeżyć, myśli i realnych słów, opowieści bohatera w tym, co pisze.
„(…) Mam na imię Monika, jestem otwarta na świat.”
to pamietam, że kończąc było dla mnie kolejnym zaskoczeniem.. rzeczywistość mieza się w słowach i faktach z fikcją..(z prawdą na pismie).
no bo ta jakby jedna całość. Splatają się wątki, a i bohaterowie (choćby Disorder)
nieźle mnie ubawiło to opowiadanko, tak jakby troche uzupelnienie „Xenny”, te inne teksty do poczytania to też tak jakby tworzyły z „Xenną” jedną całośc.