Literatura z playlistą

– Agnieszka, Barbara, Celina, Dorota, Edyta, Felicja, Gabi, Hanna, Iza, Julia, Katarzyna, Lilly, Monika, Nina, Ola, Patrycja, Renata, Sylwia, Tina, Ula, Weronika, Zuzka… Niezły wianuszek uzbierał twój bohater, zważywszy na jego ekscentryczną i introwertyczną naturę. Jakiej tajemniczej przynęty używa? Z pewnością nie literatury, bo wszystkie jego partnerki czytają tyle samo co statystyczny Polak…
– Nie wszystkie, jest przecież wśród nich prawdziwa molica książkowa, bibliotekarka, która nawet podczas seksu nie odrywa się od lektury. A co do tajemniczej przynęty, to czy naprawdę jest ona potrzebna? Czy trzeba opryskać się feromonami albo wystudiować NLP żeby uwodzić i zwodzić? Wystarczy mieć trochę wdzięku, odwagi i zdecydowania. No i najważniejsza cecha atrakcyjnego mężczyzny – nie być nudnym. A że bohater jest zblazowany? Według mnie to w podrywaniu nie przeszkadza.
– Czy tą książką żegnasz się, jak twój bohater, z „brudnymi” powieściami? Czy przywołanie postaci Zuzki z „Melanży” czy Disordera miało jakiś skryty cel?
– Na razie na pewno się żegnam. Następna powieść będzie się działa w 1490 roku, w Brabancji, a jednym z jej bohaterów będzie Hieronim Bosch. Kolejna powieść prawdopodobnie także będzie historyczna. Nie wiem jednak, czy za kilka lat nie powrócę do wyeksploatowanej już tematyki seksu, alkoholu i punk rocka. Pisanie takich książek to niezła zabawa, choć na pewno większą przygodą i doświadczeniem jest penetrowanie bardziej odległych miejsc i czasów. Pewnie dużo będzie zależało od samych czytelników, bo to przecież dla nich, nie dla siebie, piszę. Co do Zuzki z „Melanży”, jest to ukłon w stronę stałych czytelników, takich jak ty, którzy potrafią wyłowić smaczki.
– „Kobiety to męska specjalność” to wbrew jej przypisanej łatce także powieść o pisaniu i o pisarstwie. O kształtowaniu się twórczej wyobraźni. Co sądzisz o wzajemnym oddziaływaniu
literatury i życia?
– Życie jest dobrym materiałem dla literatury, własne życie daje łatwe kontrapunkty, zwłaszcza przy narracji pierwszoosobowej. To nie znaczy, że nie można pisać inaczej, i że nie można oderwać się od spraw bieżących. Wszystko jest kwestią przyjętej konwencji i zamysłu z jakim przystępuje się do pisania książki. To prawda, „Kobiety…” są też opowieścią o pisarstwie, a też o nieumiejętności wchodzenia w bliskie relacje i o jeszcze kilku innych sprawach, choć wyeksponowane są: seks, alkohol i punk rock. Kiedy siadam do pisania, mam gotowy scenariusz, rozpisane postaci, coś na kształt ścieżki fabularnej. Podczas pisania czasami zbaczam z tej rozpiski, czasami dochodzą nowe postaci i nowe wątki, ale od początku wiem, jak i o czym będę pisał. To na tym wstępnym etapie zapada też decyzja – jak wiele w książce będzie wyobraźni, jak dużo samego siebie, ile osób i zdarzeń podpatrzonych czy podsłuchanych. W tej powieści dochodzą jeszcze „wycieczki” w stronę książek innych autorów (warto zwrócić uwagę, że każdy z alfabetycznie uporządkowanych rozdziałów otwiera odpowiadający literze cytat z literatury), a także równie liczne odwołania do tekstów piosenek. Bez wątpienia jest to książka nie tylko z menu alkoholi, ale także z playlistą.
Najczęściej komentowane