Witam Was na mojej stronie, którą redaguję wspólnie z Wami - moimi czytelnikami. Strona powstała w styczniu 2007 roku i początkowo wyłącznie poświęcona była powieści "Xenna moja miłość". Od tamtej pory odwiedziło ją ponad dwa miliony osób! Nigdy nie spodziewałem się takiego zainteresowania, dziękuję Wam za to.
W dziale komentarze staram się na bieżąco pisać o tym, co mnie obchodzi. W galeriach znajdziecie moje fotki, w tym możliwie pełną dokumentację spotkań autorskich. Są tu też recenzje, wywiady oraz rozmaite aktualności - zarówno te od wydawcy - o moich książkach, jak i wszelkie inne, także te, które sami nadsyłacie.
Pozostańcie w buncie!
Do zobaczenia na koncertach i spotkaniach autorskich.
Ukazało się nowe wydanie. Szósta edycja rocznika to potężne dzieło, liczy aż 546 stron. Przybyło wiele nowych firm zarówno w sekcji producentów, jak i dystrybutorów. Dołożyliśmy starań, by nikogo w książce nie zabrakło, cały czas jednak powstają nowe firmy, branża alkoholowa się rozwija, stąd potrzeba coraz więcej stron. Poza portretami firm w książce znalazła się m.in. analiza rynku alkoholowego, a także biogramy uczestników rynku w części who is who.
Skierowaliśmy do druku nowe wydanie książki „Mocne alkohole w Polsce”. Edycja 2023 to aż 546 stron! Producenci, dystrybutorzy i who is who w branży alkoholowej. Branża się rozwija, firm jest coraz więcej, opisy zostały przez nas zaktualizowane o nowe produkty i wydarzenia. Premiera książki 18 listopada podczas Festiwalu Warsaw Spirits Competition.
Ukazał się numer 53 „Aqua Vitae”, a w nim m.in. rozmowa z Simonem Fordem, twórcą marki Fords Gin oraz z Mauricio González-Gordon, prezesem firmy González Byass, relacja z Festiwalu Whisky w Jastrzębiej Górze, premiera Lagg – nowej whisky z Arran, Kozuba w Polsce, analiza cen taniej wódki, wizyta w M&H w Tel Awiwie. Jak zwykle wiele recenzji nowych alkoholi, relacje z degustacji, o historii, o dawnych recepturach, prezentacja nowych producentów i wiele bieżących informacji ze świata mocnych alkoholi.
Ukazał się numer 52 „Aqua Vitae”, a w nim m.in. rozmowa z Jaakko Joki, mistrzem destylacji w fińskiej Teerenpeli Distillery, gdzie powstaje słodowa whisky, relacje z Sand City Whisky Fest w Piasecznie i Rum Love Festival we Wrocławiu, przedstawiamy armaniaki, rumy z Colorado, nowe whisky z Wyspy Skye. Piszemy o problemach z przywozem kupowanych podczas wakacji alkoholi, o tym jak dojrzewa starka, o historii zakładów Haberbusch i Schiele w Warszawie. Przedstawiamy największe marki alkoholi na świecie. Jak zwykle wiele recenzji nowych alkoholi, relacje z degustacji, o historii, o dawnych recepturach i wiele bieżących informacji ze świata mocnych alkoholi.
Nowy numer Aqua Vitae jest już dostępny do czytania online. A wkrótce też w wersji papierowej. Zapraszamy do lektury: https://online.fliphtml5.com/gckze/dqaz/.
Ukazał się numer 51 „Aqua Vitae”, a w nim m.in. rozmowa z Brucem Perry z nowej destylarni whisky Torabhaig na Wyspie Skye, relacje z festiwali Whisky & Friends w Warszawie i Festiwalu Whisky w Krakowie, przedstawiamy single malt z Bawarii i rye whiskey z Templeton, opisujemy wizytę w destylarni Deanston oraz historię i smaki sycylijskiej marsali. Jak zwykle wiele recenzji nowych alkoholi, relacje z degustacji, o historii, o dawnych recepturach i wiele bieżących informacji ze świata mocnych alkoholi.
Nowy numer Aqua Vitae jest do czytania online, na razie eksperymentalnie na nowej platformie – szukam dobrego rozwiązania, jak ktoś ma pomysły, to proszę o porady: https://online.fliphtml5.com/gckze/qect/
Ukazał się numer 49 „Aqua Vitae”, a w nim m.in. rozmowa z Janem Sieńczewskim i Jackiem Kastelańcem z Mikrogorzelni, przedstawiamy najciekawsze alkohole 2022 roku i polskie debiuty alkoholowe 2022, piszemy o premierze kolekcji Diageo Special Release 2022, o zmianach w akcyzie na alkohol i prawnych problemach w obrocie alkoholem. Jak zwykle wiele recenzji nowych alkoholi, relacje z degustacji, o historii, o dawnych recepturach i wiele bieżących informacji ze świata mocnych alkoholi.
Nowy numer „Aqua Vitae” już do czytania online: https://issuu.com/spirits.com.pl/docs/aquavitae_1-49_internet a w przyszłym tygodniu w wersji drukowanej. Zapraszamy do lektury.
Przegrywamy z Czechami, przegrywamy z Mołdawią, przegrywamy z Albanią. Kolejne występy reprezentacji Polski bardzo przypominają mecze Legii sprzed dwóch lat. Niby zawodnicy potrafią grać w piłkę, niby wychodzą na boisko w roli rywali, a schodzą ze zwieszonymi głowami po pokazie bezradności. Przykro to powiedzieć, ale może czas skreślić z kadry Lewandowskiego. Kiedyś to był piłkarz, którego wszędzie było pełno, który harował jak wół i ciągnął drużynę, często odwracając losy spotkania. Teraz robi wrażenie ospałego trutnia, który czeka, czy piłka spadnie mu pod nogi – nie biega, nie walczy, nie cofa się pod swoja bramkę i nie stwarza przewagi. A sądząc po wywiadach i głosach z drużyny, wprowadza niepotrzebny ferment, psuje atmosferę. Pod tym względem przypomina swojego wieloletniego rywala w wyścigu o złotą piłkę, czyli starzejącego się nieładnie Ronaldo, który jak Lewandowski śrubuje rekordy do niebotycznych granic, ale nie jest już ogniwem drużyny, jest samotną, niechcianą gwiazdą. Oczywiście, gdyby Lewandowski miał za sobą drużynę, albo gdyby miał zmienników… Wydawało się przez moment, że takim zmiennikiem Lewandowskiego mógłby być Karol Buksa, ale złapały go kontuzje. Karol Świderski ostatnio zawodzi, Zieliński zawodzi właściwie nie ostatnio, a bez przerwy, Krychowiak zbyt wolny stał się ekspertem od czerwonych kartek. Miałem wrażenie, że najbardziej zaangażowanym zawodnikiem w polskiej drużynie jest angielski obrońca Matty Cash, który ma niespożyte siły i próbuje udowodnić, że mógłby z powodzeniem grać na każdej pozycji. Okay, gwoli sprawiedliwości – Kiwior, Szymański, czy Kamil Grosicki zostawili sporo serca w dzisiejszym meczu, ale to za mało na twardych albańskich górali. Można mówić o pechu, że bramka Kiwiora nie została uznana, że Jasir Asani strzelił bramkę życia z narożnika pola karnego, co się nie zdarza, ale na szczęście trzeba zapracować, a pracowali w tym meczu Albańczycy i zasłużenie wygrali. Choć trzeba przyznać, że tak ordynarnego dopingu gospodarzy w Europie się nie widuje i UEFA powinna zastanowić się nad zachowaniem „konferansjera” meczu w Tiranie. Co do trenera Santosa, to oczywiście jest on nam do niczego nie potrzebny, nie są to dobrze wydawane pieniądze, czyli cena do jakości wypada fatalnie. Ale nie wierzę, że zmiana trenera da cokolwiek poza oszczędnościami. Niestety, ta drużyna jest skłócona, jest pozbawiona ambicji, woli walki i zmiany należałoby zacząć od głowy, czyli w tym wypadku niestety od Lewandowskiego. Wielki to piłkarz, ale czas jego w roli kapitana dawno już minął. Zamiast scalać, wprowadza zamęt. Tak to przynajmniej wygląda z pozycji kibica.
Region Armagnac w Gaskonii w południowo-zachodniej Francji rozciąga się między Bordeaux a Toulouse, 100 km na wschód od Atlantyku. Jest tu 15 tys. ha winnic i podobno tyle samo winiarzy, dziesięć odmian winorośli, wspaniałe foie gras, sławna na cały świat tarta jabłkowa croustade i najstarsza francuska tradycja gorzelnicza, czyli armaniak.
21 czerwca poszedłem zobaczyć jak trzyma się staruszek Iggy Pop. Przed nim zagrał stary kabotyn Mars Volta w peruce, darcie mordy i rzępolenie, progresywny rock amerykański, coś okropnego, słuchać się tego nie dawało. Iggy Pop zagrał tylko siedem utworów, 45 minut. Wyglądał jak z krzyża zdjęty, ale „Passenger” chwytał za serce, świetnie wykonany. Gorzej poszło z takimi klasykami jak „I wanna be your dog” czy „Lust for Life”. Cóż, biorąc pod uwagę horrendalne ceny biletów 45 minut to mało. Nie było bisów, Iggy skłonił się i muzycy opuścili scenę. Potem grało Red Hot Chili Peppers, anonsowane jako gwiazda wieczoru, ale nie zostałem, przyszedłem na Iggy Popa, szkoda by było zaśmiecać sobie wspomnienia czymś dodatkowym i niepotrzebnym.
Mecz Mołdawia-Polska w eliminacjach do mistrzostw Europy w Kiszyniowie zakończył się straszliwą kompromitacją Polaków. Oglądaliśmy pokaz bezradności, a przecież nic tego nie zapowiadało. Przeciwnik był słaby. W pierwszej połowie to był mecz właściwie do jednej bramki, oglądało się to bez emocji, bo Mołdawianie nie pokazywali żadnych innych atutów, niż własny stadion, a i ten milczał. W ataku Milik z Lewandowskim, wystarczająco skuteczni, choć nie wyglądali jakby byli w pełni zaangażowani w ten mecz. W 12. minucie Lewandowski doskonale podał do Milika, a ten strzelił gola, w 34. minucie to Milik podał do Lewandowskiego i 2:0. Wydawało się, że tak sobie będą podawać dalej i wpadną kolejne bramki. W drugiej połowie emocji nie brakowało. Tyle, że dostarczyli ich Mołdawianie, strzelając nam trzy bramki (a właściwie cztery, jedna nie została uznana, a wpadła po świetnie wykonanym rzucie rożnym). Kiedy Mołdawianie zaczęli grać bliżej, szybciej, wchodzić w kontakt, to nasi się wycofali, jakby wystraszyli, a potem w ogóle nie potrafili się pozbierać po kolejnych ciosach. Nokaut w drugiej połowie, nokaut, wstyd, kompromitacja. W tabeli Grupy E gorsze od nas są tylko Wyspy Owcze.
Z Warszawy lub Katowic latają linie Wizzair na Sycylię, do Trapani. niestety, jest to najlepsza opcja, czasami trzeba pogodzić się z nielubianym przewoźnikiem. Małe lotnisko, z niego możemy albo wziąć taksówkę, albo wsiąść w autobus do oddalonej o jakieś 20 minut Marsali. Na miejscu zarówno baza noclegowa, jak i gastronomiczno-barowa jest na dobrym poziomie. Samo miasto nie oferuje wiele więcej ponad to, z czego słynie – czyli tysiące beczek doskonałego wina. Jest przy tym na tyle niewielkie, że bez problemu można poruszać się pieszo (o ile nie straszne nam dziury w chodnikach, porastające je chwasty, czy też zupełny brak miejsca dla pieszego, bo akurat samochód zajął cała przestrzeń) – bądźmy przygotowani na typowy dla Południa Włoch bałagan.
Taki tytuł dał autor nowego polskiego przekładu, zresztą bardzo dobrego. To debiut literacki Hemingwaya, książka z 1926 roku. Dobra książka, nie świetna, ale dobra, z mocnym przekazem. Grupa Amerykanów podróżuje po Francji i Hiszpanii i pędzi próżniacze życie. Wydają pieniądze, których nie mają, spędzają czas na oglądaniu corridy, na romansach, w knajpach, w hotelowych pokojach. Piją absynt, brandy Fundador, sherry manzanilla, a nawet Château Margaux. W ogóle dużo piją, do utraty tchu, także dwie butelki wina do obiadu są zaledwie odpoczynkiem od ciągłych libacji. Kłócą się i jednocześnie przyjaźnią. Miłość to dobre hasło, ale puste, seks nie elektryzuje, w ogóle nic nie ekscytuje, no może fiesta, corrida, ale też do czasu. Piękno też szybko nudzi. Brett Ashley, główna bohaterka, jest piękna i chce piękna, ale na chwilę, świadoma zresztą, że jej młodość i uroda przemijają, a ona za moment zostanie tylko ze wspomnieniem pozornej wolności, bo próżność przecież prawdziwą wolnością nie jest. Znakomity portret lost generation, cynizm, nihilizm i mimowolna skłonność do samozagłady. Nie są ani tak piękni, ani tak bogaci, jakby chcieli być. A Hemingway, autor, narrator, reporter, jak zwać tu wszechwiedzącego narratora, jest bodaj największym cynikiem, świadomym fałszu takiego życia.
Trójkąt sherry to 25 tys. akrów winnic pomiędzy miastami: Jerez, Sanlucar de Barrameda i El Puerto de Santa Maria. Powstają tu wina od bardzo wytrawnych ku bardzo słodkim, od fino i amontillado, przez: palo cortado i oloroso po moscatel i pedro ximénez oraz blend sherry cream, czy amoroso, smaczny acz lekceważony przez znawców. Sherry zdobyło popularność w XVI wieku, było ulubionym winem Szekspira, Poego czy Dickensa. Zaś współcześnie… cóż, jednym z najbardziej popularnych amerykańskich koktajli jest sherry cobber.
A jednak Argentyna! Szkoda. Mecz miał niezwykła dramaturgię. Argentyna do 80. minuty prowadziła 2:0 po bramkach Messiego i Di Maria. Potem w ciągu jednej minuty (dokładnie 97 sekund) Mbappe odrobił straty, najpierw sędzia Marciniak podyktował rzut karny, potem strzelił po błyskawicznej kontrze, zresztą sam sobie tą sytuację strzelecką wypracował. Obydwie drużyny miały jeszcze w ostatnich minutach swoje okazje na rozstrzygnięcie meczu, widać było, że nikt nie chce rzutów karnych. W dogrywce, w 108. minucie trafił Messi, ale to nie był koniec wieczoru. Dziesięć minut później znów był rzut karny dla Francji i znów wykorzystał go Mbappe. Chwilę później strzelił jeszcze raz karnego, ale to już w serii rzutów, która rozstrzygnęła o zwycięstwie Argentyny. Poza Mbappe i Kolo Muanim Francuzi nie trafiali, a Argentyńczycy byli tu bezbłędni. Świetny mecz, świetnie sędziowany przez Polaków. Potem była dekoracja z udziałem katarskiego króla, Mbappe dostał nagrodę dla króla strzelców, Messi złotego adidasa i koszule nocną od króla, a bramkarz Martinez łapę ze złota, niby dla najlepszego bramkarza turnieju, szybko pokazał co o tej nagrodzie myśli, przytykając ją sobie do kutasa, co króla zdziwiło, a argentyńskich fanów setnie ubawiło. Nie pierwszy raz argentyńscy piłkarze pokazali brak kultury, ale Fifa udaje, że tego nie widzi i nie zdziwiłbym się jakby im jeszcze przyznali nagrodę fair play. Messi rzucił gdzieś w kąt złotego adidasa i wzniósł znacznie cenniejsze trofeum, puchar Mundialu 2022. Trzecie złoto dla Argentyny. Pamiętam mecz finałowy z 1986 roku, kiedy ostatnio Argentyna triumfowała, też miał wspaniałą dramaturgię.
Messi czy Mbappe? Dwóch najlepszych piłkarzy świata zagra o zwycięstwo w finale katarskiego Mundialu. Messi jest jak turniejowy rycerz, który potrafi z równą wprawą władać każdą bronią – mieczem, toporem, kopią, a jak trzeba to i w walce na pięści, także uciekając się do fauli, zagrań poniżej pasa. Mbappe to ninja, cichy, szybki i zabójczo skuteczny wojownik, tancerz ze sztyletem w zębach i shurikenem w rękawie. Z tej walki nie można wyjść bez ran. Mbappe ma jednak mocne zaplecze, jeśli będzie opadał z sił, ma go kto podtrzymać. Messi jest sam, chce być sam, to ona ma być kolosem, jedynym zwycięzcą całego turnieju. Nie Argentyna, ale Messi, nieobliczalny, genialny, często wulgarny. Stawiam na młodość, stawiam na finezje i na zespół, jakim jest Francja. I na przekonywującą wygraną w regulaminowym czasie gry – 2:0 lub 3:1. Francja drugi raz z rzędu ma szansę zostać mistrzem świata i gladiator Messi nie powinien jej zatrzymać.
Mecz zaczął się znakomicie. W siódmej minucie po rzucie wolnym piękną bramkę strzelił Gvardiol, znakomicie grający na tych mistrzostwach w obronie, aktywny ataku, w masce, która chroni go po złamaniu nosa. Odpowiedź Maroka była natychmiastowa. Rzut wolny po drugiej stronie boiska, świetnie wrzucona piłka w pole karne i bramka Dariego. Potem był okres przewagi Maroka, częstych ataków, którym brakowało wykończenia, czyli to, co już widzieliśmy w poprzednich meczach tej drużyny. Zabrakło jednak konsekwencji w grze obronnej i efektem tego był drugi gol Chorwatów, piękny mocny strzał Orsica. Na pierwszej połowie mecz mógł się skończyć. W drugiej Chorwaci kontrolowali grę, ale widać było brak sił u zawodników obu drużyn. Siedem rozegranych na pełnych obrotach meczów w nogach skutkowało skurczami mięśni i coraz wolniejszym tempem gry. Tylko Luka Modrić, który ma 37 lat zdawał się nabierać sił, zamiast je tracić, perspektywa drugiego medalu zdobytego na Mundialach dodawała mu skrzydeł. Chorwacja trzecią drużyną na świecie. Może nie zachwycali w swoich meczach tak jak przed czterema laty, ale potrafili wydrzeć zwycięstwa wygrywając z Japonią i Brazylią w rzutach karnych. Największym bohaterem tej drużyny był bramkarz Dominik Livaković.
Bono czy Livaković? Dwóch najlepszych bramkarzy tych Mistrzostw powalczy o trzecie miejsce w turnieju. Spodziewam się zaciętego spotkania. Maroko jest świetnie zorganizowane, gra uważnie w obronie i groźnie kontratakuje. Za Chorwacja przemawia rutyna, piłkarska jakość i chęć gry do przodu. Maroko to świeżość, Chorwacja to doświadczenie, na pewno nikomu nie zabraknie woli walki i ambicji. Stawiam na remis 1:1 w grze, a potem śniadanie mistrzów, wojnę nerwów, rzuty karne, w których bronić będą bramkarze obdarzeni niezwykłym instynktem i refleksem. Kto wygra? Na jednej serii pięciu karnych może się to nie skończyć. Kibicować będę Chorwacji, uwielbiam patrzeć jak gra Luka Modrić.
Po meczu Maroko-Francja zamieszki, podpalenia, dewastacje, zginął czternastoletni chłopak. Czy był tam przypadkiem, czy chciał być? Bez znaczenia dla samej istoty zdarzenia, ale przypomniałem sobie jak to na początku lat 80. z kolegami z podwórka bardzo chcieliśmy brać udział w demonstracjach „Solidarności”. Bo każdy chciał dostać pałą po grzbiecie i pokazywać pręgi. Takie to były czasy, taki to był opór wobec władzy. Nikt nie myślał o tym, że chce rzucić w zomowca kamieniem, pobić milicjanta, ale że sam chciałby oberwać. To był opór pełen pokory, opór z instynktownym strachem przed władzą. Dzisiaj tego nie ma, dzisiaj wielu chętnie chwyta za kamień, racę, butelkę. Aparat represji władzy nie budzi już respektu. A młodzi ludzie ginęli podczas takich wydarzeń zarówno wtedy, jak i obecnie.
Drugi półfinał Francja-Maroko. Francuzi rozpoczęli w swoim stylu, z agresywną czwórką w ataku i bardzo szybko zdobyli bramkę, Hernandez strzelił w zamieszaniu w polu karnym, Bono zachował się dość nieodpowiedzialnie, zamiast rzucić się, zdjąć piłkę, on rozstawił szeroko ręce w geście bezradności. W 19. minucie Giroud trafił w słupek. Maroko jednak też groźnie kontrowało. W 45. minucie po dośrodkowaniu z rzutu różnego cudownie przewrotką uderzał El Yamiq, ale Lloris czujnie obronił. W drugiej połowie to Maroko atakowało, wiele razy bardzo groźnie. Francuzi cofnęli się, nie było już tego walca z przodu, właściwie pozostał na szpicy Mbappe, co chwila faulowany i opadający z sił, jeszcze rwał czasami do przodu Giroud, ale Griezmann, a zwłaszcza Dembele grali głęboko wycofani. W 65. minucie za Giroud wszedł Thuram, ale nic to w obrazie gry Francji nie zmieniło. Za to wejście Kolo Muani dało efekt natychmiastowy. Świetna akcja Mbappe, zakręcił w polu karnym, podał do prawej strony i Kolo nawet minutę nie był na boisku i strzelił na 2:0. Francja wygrała, Francja w finale, ale zagrała swój najgorszy mecz. A Maroko… Znów w ich akcjach brakowało wykończenia. Waleczna, dobrze zorganizowana drużyna, ale bez przesady, to nie jest zespół na Mistrza Świata, brakuje im egzekutorów, nie mają ani jednego napastnika już nawet nie klasy Mbappe czy Giroud, ale choćby Dembele. Jak nie ma komu strzelać bramek, to trudno jest wygrać. Udało się dzięki dobrej organizacji i szczęściu z Belgią, Hiszpanią, Portugalią… Nie udało się z Francją. Ci piłkarze i tak przejdą do historii Maroka, ale jeszcze nie koniecznie do historii światowego futbolu.
Pierwszy półfinał. Kibicowałem Chorwacji, ale wiara moja w ich sukces szybko zgasła. Zaczęli nieźle, ale zaraz stracili kontrolę nad przebiegiem meczu. Kiedy w 34. minucie Messi strzelił z rzutu karnego, Livaković nie miał żadnych szans, a jeszcze zarobił za faul żółtą kartkę. To był rozstrzygający moment. Potem była niesamowita akcja Alvareza. Jak on gra! Przebiegł pół boiska, oszukał kilku obrońców, odbijając sobie piłkę od ich nóg, przebojem wbiegł niemal z piłką do bramki. Chwilę później Livaković z trudem wybronił strzał Mac Allistera. A Chorwacja nie stworzyła do przerwy ani jednej groźnej sytuacji. Po przerwie wiele się nie zmieniło, Chorwaci wprawdzie częściej atakowali, ale bardzo nieskutecznie. Za to w 69. minucie świetną akcję prawą stroną przeprowadził Messi, zakręcił w rogu pola karnego, minął pilnującego go Gvardiola i wyłożył piłkę Alvarezowi, który nie mógł nie strzelić z dwóch metrów. Jednostronny mecz, w którym Chorwacja nie była w stanie sprostać bardzo dobrze grającej Argentynie. Nie potrafiła się bronić, nie potrafiła atakować, nadziewając się na kontry i na szczelnie grającą obronę Albicelestes. Argentyna w finale.
Mecz Maroko-Portugalia. Kto by stawiał na Maroko? A przecież oni wygrali już na tym Mundialu z Belgią, wygrali z Hiszpanią… dlaczego nie mieli wygrać z Portugalią? Z drugiej strony, Portugalia dopiero co rozgromiła 6:1 Szwajcarię, wydawało się, że jest na fali, że dalej będzie radośnie strzelać gole. Ale Marokańczykom nie da się strzelać goli, oni tak grają, że każdą akcję rywala psują. A jak już uda się oddać strzał na ich bramkę, to tam stoi niesamowity Bono, który z Livkoviciem rywalizuje o miano najlepszego bramkarza turnieju. Można z nimi zremisować, zremisowała Chorwacja, zremisowała Hiszpania, która poległa w rzutach karnych. Wygrać na boisku jest niesamowicie trudno, są genialnie zorganizowani w obronie, w środku pola, a do tego cały czas groźnie kontrują. Mieli dużo więcej stuprocentowych sytuacji do strzelenia gola niż Portugalczycy. Nie mają tej klasy snajperów, co renomowane drużyny, ale z wielu kontrataków, któryś czasem wychodzi. Dzisiaj wykorzystali błąd portugalskiego bramkarza. Przy lepszych napastnikach byliby futbolowa potęgą, a tak są gwiazdą sezonu, jak Grecja w 2004 roku sięgająca po Mistrzostwo Europy. Maroko wygrało jak najbardziej zasłużenie, Portugalia z Ronaldo czy bez nie stwarzała sytuacji, właściwie tylko raz Bono musiał ratować sytuację, większość ataków kończyło się na obrońcach. Maroko nie gra ładnie, choć Hakim Ziyech potrafi zakręcić piłką. Mógł grać dla Holandii, a wybrał Maroko i wciąż jest na Mundialu. W końcówce meczu on i jego koledzy byli już bez sił, ale dowieźli wygraną. Nie postawiłbym pięciu złotych, że wygrają kolejny mecz, ale może należałoby.
Najczęściej komentowane